"Rewia" ujawnia szokujące kulisy drogowej szarży Justyny Steczkowskiej!
Justyna Steczkowska (43 l.) robiła co mogła, aby zdążyć na koncert z Jose Carrerasem. Włączając w to łamanie prawa?
Chyba sama diwa nie przypuszczała, że jej nieobecność na koncercie słynnego tenora odbije się tak szerokim echem w mediach.
Takiego szumu z pewnością nie zrobiłoby nawet najlepsze wspólne wystąpienie.
Przypomnijmy, że 20 grudnia br. Jusia miała wystąpić z Carrerasem podczas jego koncertu w Krakowie.
Pech chciał, że tego samego dnia grała także koncert w Toruniu, z którego nie chciała rezygnować.
Najwyraźniej dostała za niego tyle, że opłacało jej się wynająć samolot, który miał ją błyskawicznie przetransportować do stolicy Małopolski.
Na przeszkodzie stanęła jednak pogoda, która uniemożliwiła lądowanie w Krakowie.
Pilot z Jusią na pokładzie musiał lecieć do Katowic.
Menedżer artystki chyba niechcący zdradził, że Steczkowska drogę z Katowic do Krakowa pokonała w dość wyjątkowych okolicznościach.
Wielu bulwersował fakt, że piosenkarkę eskortowała policja!
Tygodnik "Rewia" ujawnia jeszcze bardziej szokujące kulisy tej swoistej drogowej szarży Justyny!
"Błyskawicznie po wylądowaniu w Katowicach przesiadła się do czekającego już na nią samochodu.
Rozpoczęła się dramatyczna walka z czasem. Kierowca gnał 200 km na godzinę, nie zważając na ograniczenia prędkości.
W pewnym momencie ruszył za nimi policyjny pościg. Kiedy funkcjonariusze zorientowali się w sytuacji, zgodzili się eskortować piosenkarkę pod samą Tauron Arenę.
Mimo to dotarli na miejsce za późno. Justyna była zdruzgotana. Tak bardzo zależało jej na występie i na tym, żeby nie zawieść José Carrerasa. I się nie udało…" - czytamy w "Rewii".
Jednak sama Steczkowska podczas swojego występu w "Dzień Dobry TVN" ani słowem nie zająknęła się na temat policyjnej eskorty.
I komu tu wierzyć?