Richardson przeżyła koszmar w podróży. W pewnym momencie zaczęła krzyczeć
Monika Richardson chętnie dzieli się informacjami ze swojego życia prywatnego w sieci. Jakiś czas temu opublikowała na instagramowym koncie post, w którym opisała, że przeżyła prawdziwy koszmar na lotnisku. To przestroga dla innych.
Monika Richardson bardzo często udostępnia w social mediach zdjęcia oraz nagrania ze swojego życia. Gwiazda jakiś czas temu wybrała się do Andory. Wypad okazał się cudowny, dziennikarka odpoczęła od codziennych obowiązków. Niestety, podróż była dla niej istnym koszmarem. Niemiłymi wspomnieniami dziennikarka podzieliła się w sieci.
Zobacz też: Monika Richardson o bolesnej łatce "złodziejki mężów" [POMPONIK EXCLUSIVE]
Monika Richardson horror opisała jakiś czas temu na instagramowym koncie. 51-latka dosadnie skomentowała organizację pracy na lotnisku Chopina w Warszawie. Kobieta przyznała, że problemem nie były same linie lotnicze.
"Niestety podróż w obie strony była koszmarem. Tak naprawdę problemem nie była tania linia lotnicza, którą lecieliśmy, a to, jak zarządzane jest lotnisko Chopina. Przed wylotem z Warszawy staliśmy w kurtkach i czapkach narciarskich w zamkniętym, nagrzanym do niemożliwości autobusie przez 20 minut. W końcu zaczęłam krzyczeć. Ale to pikuś" - napisała w sieci Monika.
Powrót okazał się dla Moniki równie straszny. Sprzęt Richardson zaginął, a gdy już się znalazł, został przez nią odebrany w dość niestandardowy sposób. Dziennikarka w emocjonalnym wpisie wspomniała o braku odpowiedniej ochrony w tak ważnym miejscu.
"W drodze powrotnej zginęły narty moje i ok. 20 innych uczestników. Cóż, zdarza się. Była prawie druga w nocy, więc z kwitkami bagażowymi rozjechaliśmy się do domów. Koleżanka powiedziała mi dwa dni później, że podobno narty dotarły, ale musimy sami po nie jechać. Pojechałam. Zadzwoniłam z lotniska ze wskazanego telefonu, ktoś miał przynieść mi moje narty ze strefy wylotów. Nikt nie odebrał. Czekałam 20 minut, co chwilę dzwoniąc. W końcu ktoś odłożył słuchawkę. Weszłam więc całkowicie nielegalnie do strefy odbioru bagażu. Nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Odebrałam narty" - napisała wówczas.
Richardson była wyraźnie oburzona kiepską organizacją pracy na warszawskim lotnisku. Gwiazda dodała również, że bezpieczeństwo też należałoby poprawić. Rozmowa z pracownikami również niewiele dała.
"Spytałam pięciu kobiet siedzących w biurze zagubionego bagażu, czy ich zdaniem wszystko odbyło się tak, jak powinno. Wzruszyły ramionami: "Robimy, co możemy" - powiedziała jedna z nich. I to zdanie idealnie podsumowuje metodę funkcjonowania lotniska Chopina w Warszawie. Pozostaje nadzieja, że w okresie świątecznym nikt nie zechce wejść do strefy odlotów tego lotniska w zgoła innym, niż ja, celu. No ale dlaczego miałby chcieć? W końcu wojna jest aż za granicą" - napisała w sieci Monika.
Internauci byli oburzeni historią, którą przytoczyła Monika Richardson. Większość stanęła po jej stronie, inni z kolei opisali swoje przykre doświadczenia.
"Jednym słowem DZIADOSTWO szerzy się wszędzie..."
"Bardzo szokujący brak dbałości o bezpieczeństwo lotniska jak i o komfort podróżnych i ich bagaży"
"To dotyczy całego kraju - robimy co możemy"
Zobacz też:
Monika Richardson jest wyjątkowo rozrzutna. "Pieniądze są po to, żeby je natychmiast wydawać"
Monika Richardson: dlaczego rozstała się z Wojterowskim? W tle pieniądze i rozwój duchowy
Monika Richardson rozstała się z ukochanym. Aż trudno uwierzyć o co poszło