Robert Chojnacki: Bóg cierpliwie na mnie czekał
Robert Chojnacki (60 l.) korzystał z w uroków życia, które dają pieniądze i sława. Młodo został ojcem, ale porzucił rodzinę. Nawrócił się dzięki nowej ukochanej.
Bóg stawia mnie przed różnymi trudnościami, ale wszystko jest do przezwyciężenia dzięki modlitwie i cierpliwości - mówi "Dobremu Tygodniowi" artysta.
Przyznaje, że nie zawsze żył zgodnie z Dekalogiem. Kiedy w 1987 roku dołączył do zespołu De Mono (tutaj możesz posłuchać hitu "Zostańmy sami"), szybko zachłysnął się sławą. Pieniądze, wieczne imprezy i piękne kobiety - to była jego codzienność.
- Nie piłem, używki nie są w moim stylu. Wystarczały mi dziewczyny. A że byłem towarzyski, miałem dość napięty grafik - wspomina. W końcu okazało się, że jedna z kobiet, z którymi się niezobowiązująco spotykał, spodziewa się dziecka. Postanowił się z nią ożenić.
- Urodziła się moja pierwsza córka. Maria - sam jej tak dałem na imię, chociaż wierzę głęboko, że to Góra wybrała jej patronkę, Matkę Bożą - opowiada.
Zawarte z poczucia obowiązku małżeństwo nie okazało się trwałe. Muzyk nie potrafił zrezygnować z dawnych zwyczajów. W końcu wdał się w romans. Żona nie wybaczyła mu zdrady, zażądała rozwodu.
- Straciłem ją. To był jeden z trudnych przełomów - przyznaje dziś szczerze. Choć znalazł się na zakręcie, nie był jeszcze gotów, aby zawrócić ze złej drogi. Przyznaje jednak, że już wtedy czuł, że Opatrzność się nim opiekuje.
- Osoba Jezusa Chrystusa ma fundamentalny wpływ na moje życie. On dawał mi wielokrotnie i na różne sposoby mocne dowody Swojej obecności - opowiada dzisiaj "Dobremu Tygodniowi".
Czytaj dalej na następnej stronie...
Wraz z duchową przemianą pojawiły się refleksje. Wreszcie zrozumiał, jak wielkie popełnił błędy i ile osób skrzywdził.
- Zostawiłem kobietę z maleńkim dzieckiem. Sumienie nie dawało spokoju. Rozwaliłem coś najbardziej wartościowego w życiu mężczyzny i ponosiłem tego konsekwencje - mówi. Choć był u szczytu sławy, czuł się bardzo samotny i - jak sam przyznaje - przepłakał wiele nocy. Pojawiły się też problemy w zespole.
W końcu w 2006 roku zdecydował się odejść z De Mono i rozpocząć karierę solową. - Czego się nie dotknąłem, to klapa - wspomina tamten czas. I dodaje: - Pan Bóg znalazł do mnie drogę, ale najpierw odarł ze wszystkiego, co było dla mnie ważne - podsumowuje.
Wtedy coraz częściej zaczął się zwracać do Stwórcy. Brał udział w mszach świętych, modlił się, ale początkowo nie przynosiło to ukojenia. Zaczął zastanawiać się, dlaczego Pan nie uzdrawia jego życia.
Postanowił unieważnić swoje małżeństwo. W tym celu udał się do sądu metropolitalnego i przeszedł proces kanoniczny. Od momentu, kiedy otrzymał dokument, Łaska Boska zaczęła działać. Niedługo później poznał Ewelinę - kobietę głęboko wierzącą, z którą zaczął się spotykać.
- Przez nią Pan Bóg ustawił mnie do pionu - śmieje się. Pobrali się w 2010 roku. Cztery lata później urodziła ich córka Nikola. - Była wymodlona, wyproszona. Jest wielkim dla nas darem - mówi.
Dziś najbardziej cieszy go rodzina i chwile spędzone z najbliższymi. Dzięki swojej żonie, z którą jest już prawie dziesięć lat, etap ulegania pokusom ma już za sobą.
- Cieszę się, że Pan Bóg dał mi czas na to, abym dojrzał do tego, aby być odpowiedzialnym ojcem, mężem i głową rodziny. Trochę to trwało, ale w sumie czuję się człowiekiem spełnionym na wielu płaszczyznach. Bogu zawdzięczam wszystko. Mamie Bożej jeszcze więcej - zdradza "Dobremu Tygodniowi".
Muzyk nazywa tak Maryję, odkąd osiemnaście lat temu założył szkaplerz. Wszyscy noszący ten wyjątkowy medalik mogą tak Ją tytułować - tłumaczy. Zawsze ma też przy sobie różaniec. - Na scenie w domu, podczas snu. Ta modlitwa towarzyszy mi wszędzie. Jest dla mnie ochroną i egzorcyzmem. Rogaty podobno bardzo się jej boi - mówi Robert.
Muzyk czuje też obecność Anioła Stróża. - Dziękuję Mu codziennie za to, że wytrzymuje ze mną przez te wszystkie lata. Mam też swoją jedną, szczególną Świętą - Teklę, którą nazwałem Ciocią, ponieważ jej pomocy doświadczyłem już wielokrotnie.
Od czasu nawrócenia jest wierny maksymie: ,,Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu". - Trzymam się tej zasady od lat i może jakoś, z Bożą pomocą, dojadę z tym wózkiem do końca - mówi z uśmiechem artysta.
***
Zobacz więcej materiałów: