Robert Gonera: Do dna miałem jeszcze daleko
Pokonał dręczące go demony, przez które rozpadły się jego dwa małżeństwa. Dziś cieszy się z drobiazgów i już umie panować nad emocjami.
O popularnym aktorze jeszcze nie tak dawno pisano w atmosferze skandalu, jaki wywołał na konferencji ramówkowej TVN-u. Gwiazdor zachowywał się dość dziwnie, wprawiając zebranych gości w zakłopotanie. Jak donosiły wówczas media, był pobudzony i miał wykrzykiwać niewybredne uwagi pod adresem innych. W jego życiu wiele się jednak zmieniło. Robert Gonera (50 l.) opowiada tygodnikowi "Na żywo", m.in. jak udało mu się wyjść z alkoholowego nałogu i czy chciałby się jeszcze kiedyś zakochać.
W pana życiu chyba w końcu nadeszły lepsze czasy?
Rzeczywiście, ostatnio nie mam zbyt wielu powodów do zmartwień. Żyję w zgodzie ze sobą, z innymi, sporo pracuję. Skupiam się na tym, co pozytywne.
Czy to prawda, że nadal chodzi pan do terapeuty?
Tak, ale zdecydowanie rzadziej niż kiedyś. Po raz pierwszy zgłosiłem się do specjalisty ponad 10 lat temu. Zwycięsko wyszedłem ze wszystkich życiowych prób. Jesienią minie pięć lat, odkąd nie piję alkoholu. Raz tylko się złamałem, ale to był wyjątek...
Trudno wygrać z nałogiem?
Przede wszystkim należało dotrzeć do jego przyczyny... Na terapii nauczyłem się panować nad emocjami, oddzielać różne sfery życia. Praca nad samym sobą była oczywiście bardzo trudna. Musiałem przejść długą drogę, aby wiele rzeczy zrozumieć.
Czy w swoim życiu był pan na dnie?
Nie, nigdy! Gdyby tak było, utraciłbym wszystko, łącznie z pracą. A ja przecież pracowałem zawsze, nawet mając gorsze momenty w życiu. Do dna było jeszcze bardzo daleko.
Wróćmy do terapii. Bardzo otwarcie pan o tym mówi...
Bo wiem, że mogę pomóc innym. A osób z podobnymi problemami jest mnóstwo. Wiele z nich nie wierzy w moc terapii. Ale skoro mi się udało, dzielę się tym doświadczeniem. Niech wiedzą, że praca nad sobą przynosi efekty.
Co było dla pana motywacją?
Moje dzieci dają mi tę siłę. Co prawda żona wzięła na siebie trud wychowania synów, ale to nie znaczy, że zostały bez ojca. Nie mieszkam z nimi, owszem, ale widujemy się kilka razy w miesiącu, przeważnie raz w tygodniu. Po takich spotkaniach zawsze jestem naładowany pozytywną energią. Niedawno z jednym synem byłem w górach. Cudowna wyprawa... Niebawem planuję kolejną, tym razem pojadę z obydwoma chłopcami.
Jakie ma pan relacje z mamą chłopców?
Mimo rozstania i wielu niemiłych sytuacji z tym związanych, nasze relacje są dziś dobre. Cenimy się, szanujemy. Świetnie się także dogadujemy w sprawach związanych z wychowaniem synów. A Karolina nie utrudnia mi kontaktów z nimi.
Nie ma pan u boku partnerki?
Już od dawna jestem singlem i nikogo nie szukam.
A nie chciałby pan jeszcze kiedyś się zakochać?
Limit miłości już chyba wyczerpałem... Teraz mam wiele do zrobienia, jeśli chodzi o rodzicielskie uczucia. To jest obecnie dla mnie najważniejsze.
Umie pan cieszyć się z drobiazgów?
Tak. Cieszy mnie choćby to, gdy mogę rano wypić kawę, popatrzeć za okno i zachwycić się pięknem przyrody. Do szczęścia niewiele mi potrzeba.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: