Robert Moskwa: Jak wygląda jego życie po rozwodzie z młodziutką żoną?
Po osobistym dramacie Robert Moskwa ( 54 l.) mierzy się z losem w pojedynkę i bardzo to sobie ceni. Spełnia się jako aktor, sportowiec i jak tylko może broni swojej prywatności...
Robert ma dorosłą córkę Paulinę z pierwszego małżeństwa. Po raz drugi ożenił się w 2015 r. z młodszą o 28 lat trenerką Patrycją. Jednak trzy lata później okazało się, że się rozstali. Para doczekała się córeczki Nadii. Aktor nie ukrywa, że bardzo to przeżył...
Na Żywo: Przeżył pan dwa rozwody. Czy kryzysowe sytuacje jakoś pana wzmocniły?
Robert Moskwa: Na pewno to nas w jakiś sposób kształtuje. Poza tym w każdej sytuacji, nawet tej najgorszej, można dostrzec coś pozytywnego. I ja zawsze staram się tak robić. A jeśli już raz coś złego mnie spotka, następnym razem łatwiej to znoszę.
Jak smakuje życie po pięćdziesiątce?
- Całkiem dobrze. Już się tak nie spinam, jak kiedyś. Tłumaczę sobie: 'Nie zrobiłeś tego dziś, ale możesz zrobić to jutro. Teraz czas na relaks'. Gdy człowiek zbyt dużo bierze na siebie, to potem nie dosypia i następnego dnia nie pracuje na sto procent. Właściwie zawsze to wiedziałem, ale chyba musiałem przekroczyć 50., żeby stosować to w praktyce.
Dba pan jakoś szczególnie o siebie?
- Nie palę, regularnie się odżywiam. Ale przede wszystkim czynnie uprawiam sport, stało się to wręcz moją obsesją. Mam świetny sztab, który mnie przygotowuje. Merytorycznie Maciej Grubski, wielokrotny mistrz świata w karate, a pod względem siłowym – Sławek Jagiełło.
Zamiłowanie do sportu pozostało, zdaje się, z młodości?
- Pamiętam, że w liceum zacząłem z kolegami trenować karate. Pokochałem tę dyscyplinę do tego stopnia, że wstawałem o 4.30 i przez godzinę jechałem nieogrzanym autobusem przez całe miasto, a potem kolejną godzinę trenowałem. I tak codziennie. A po treningu – do szkoły. Byłem zmęczony i niewyspany, więc na pierwszych dwóch lekcjach zazwyczaj się odsypiało.
Przechodził pan okres buntu?
- Jakimś wielkim buntownikiem nie byłem. Raczej małomównym chłopakiem, takim "na pograniczu aroganta”. Mając 17 lat, potrafiłem przyjść na imprezę i słowem się do nikogo nie odezwać. I nic nie wypić, nawet nie zatańczyć...
Miał pan dobre relacje z rodzicami?
- W moim domu, niestety, mało się rozmawiało. Nie bez powodu byłem więc taki małomówny. Ja tak naprawdę nie wiedziałem, co to znaczy szczera, poważna rozmowa z rodzicami.
Lubi pan samotność?
- Tak, chyba zawsze lubiłem. Chociaż nie... Kiedyś potrafiłem być samotny nawet w towarzystwie, a to jednak nie było dobre. Na szczęście pozbyłem się tego i uważam to za swój sukces. A bycie tylko ze sobą jest naprawdę fajne. Na przykład takie wyjście samemu w góry... Jestem sam, ale to mi nie doskwiera, nie czuję się samotny. To dwie zupełnie różne sprawy.
A miłość?
- Tak, jestem zakochany. W życiu. Tyle mogę powiedzieć.
***
Kamil Waszczuk