Robert Stockinger nie mógł powstrzymać się od komentarza. Ujawnił kulisy rozmów z nową szefową "PnŚ"
Po surowych słowach szefowej "Pytania na śniadanie" w polskich mediach wybuchł skandal, który zakończył się oficjalnymi przeprosinami ze strony Telewizji Polskiej. Głos w sprawie zabrały też byłe prezenterki programu. Teraz o tym, co dzieje się za kulisami śniadaniówki opowiedział Robert Stockinger.
W ostatnim czasie wokół "Pytania na śniadanie" pojawiło się mnóstwo kontrowersji. Wszystko dlatego, że po zmianach we flagowym cyklu telewizyjnej Dwójki znacząco zmalała oglądalność popularnego formatu.
W efekcie na producentów programu spadła fala krytyki. Na negatywne komentarze zareagowała sama Kinga Dobrzyńska - aktualna szefowa "PnŚ".
"Widocznie poziom dzisiejszego "Pytania na Śniadanie" jest za trudny. Nie ma durnych tancerek i nadętych chłopczyków (...)" - napisała w mediach społecznościowych.
Ta wypowiedz odbiła się w mediach szerokim echem. Ostre słowa producentki wywołały do tablicy między innymi małżonkę byłego prezesa TVP - Joanna Kurska, a także byłe gwiazdy śniadaniówki - Ida Nowakowska i Izabella Krzan.
Afera zaczęła zataczać coraz szersze kręgi, w związku z czym Telewizja Polska wystosowała oficjalne przeprosiny.
"Otrzymujemy od widzów wiele opinii - zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Na każdą jesteśmy otwarci (...) Kinga Dobrzyńska zbyt emocjonalnie zareagowała na krytykę pojawiającą się w mediach społecznościowych, za co przepraszamy" - cytuje przedstawicieli stacji Pudelek.
Teraz głos na temat tego, co dzieje się w "Pytaniu na śniadanie" postanowił zabrać jeden z gospodarzy cyklu - Robert Stockinger.
Dziennikarz opowiedział, jak wygląda komunikacja pomiędzy Kingą Dobrzyńską a pozostałą częścią zespołu.
"Rozmawiamy i z naszą szefową, i z wydawcami. "Pytanie na śniadanie" to jest setka osób, która pracuje każdego dnia. To nie jest tylko nasza szefowa, to nie są tylko prowadzący, to jest naprawdę sztab ludzi, którzy przygotowują każdy program i omawiamy nie tylko z realizatorem, co było dobrze, co źle" - relacjonował w rozmowie z Plejadą.
Wygląda na to, że zespół pracujący w studio na Woronicza może liczyć na cenne rady swojej przełożonej.
"To nie są duże rzeczy, ale każdą taką drobną wskazówkę bierzemy do siebie i przy kolejnym programie wprowadzamy to w życie" - dodał.
Robert Stockinger wyznał również, jak gospodarze radzą sobie z przeróżnymi wpadkami, których, jak wiadomo - w programie nadawanym na żywo - nie brakuje.
"Kiedy trwa już program, a trwa on czasami nawet cztery i pół godziny, to nie ma czasu, żeby omawiać poszczególne wpadki. To jest telewizja na żywo. Ona się dzieje na oczach widzów. Jeśli coś się posypie, np. gość nie przyjdzie, ktoś się za bardzo zestresuje i nie stanie nic powiedzieć - to w tym rola prowadzących, żeby tę sytuację widzom wyjaśnić i iść dalej z programem. Najczęściej z uśmiechem, z jakimś żartem. Telewidzowie wiedzą, jaki to jest program, mają pewien dystans do takich wpadek (...)" - podsumował.
Zobacz też:
Izabella Krzan nie mogła dłużej milczeć. Odpowiedziała szefowej "Pytania na śniadanie"
Beata Tadla zaliczyła wpadkę w "Pytaniu na śniadanie". Gość programu nie wytrzymał
Ida Nowakowska miała sławnego ojca. Rodzice prezenterki nigdy nie wzięli ślubu