Rodowicz: Sylwestra nie lubię
W ciąż ta sama, a jednak ciągle inna - barwna, szokująca, zaskakująca. Kochana przez rzesze wielbicieli. Od ponad trzech dekad świeci pełnym blaskiem na muzycznej scenie. Dziś już nikt nie wyobraża sobie bez niej sylwestra. W tym roku zaśpiewa na wrocławskim rynku.
Lubi pani pracować, kiedy inni się bawią?
Maryla Rodowicz: Lubię i muszę się przyznać, że przepracowałam sporo sylwestrów. Choć zdarzało się, że i sama się wtedy bawiłam. Nowy Rok często spędzałam w Zakopanem. Bardzo lubię to miasto zimą, zwłaszcza kiedy pada śnieg, jeżdżą sanie z dzwoneczkami, a górale śpiewają. Sylwestra prywatnie nie bardzo lubię celebrować, bo wszystko jest dość banalne.
Ile koncertów zagrała pani w całej swojej karierze?
M.R.: - Sześć tysięcy! I każdy był niepowtarzalny, bo podczas występów na żywo wszystko się może zdarzyć. Nie potrafię jednak odpowiedzieć, który z nich najbardziej utkwił mi w pamięci. Żyję tym, co dzieje się teraz. Nie mam potrzeby wracania do tego, co działo się kiedyś i do sentymentalnych wspomnień.
Jaki był dla pani mijający rok?
M.R.: - Spełniło się moje największe marzenie - wydano antologię mojej twórczości, czyli wszystkie nagrania, których dokonałam w swoim życiu. Pierwszy album ukazał się w listopadzie, a ostatni pojawi się w sklepach w połowie roku 2013.
A jaki będzie rok 2013?
M.R.: - Nie przewiduję żadnych fajerwerków. Będzie nuda, czyli koncerty, koncerty, koncerty... (śmiech). Życzę sobie, żeby nowy rok nie był gorszy od poprzedniego.
Jakieś postanowienia?
M.R.: - Chcę być bardziej zorganizowana i uporządkowana. Mówię sobie, że będę wcześniej wstawała i wcześniej kładła się spać, a nie o trzeciej w nocy, bo ucieka mi dzień. A potem wszystko wraca do normy, niestety...
Rozm.: Mirosław Mikulski
27/2012