Reklama
Reklama

Rozmus dopiero teraz ujawnił kulisy zwolnienia z TVP. Nie było miło

Robert Rozmus postanowił rozliczyć się z Telewizją Polską i zabrać głos ws. swojego zwolnienia z "Pytanie na śniadanie". W szczerej rozmowie opowiedział o szczegółach zamieszania u publicznego nadawcy, które przez miesiące budziło silne emocje. Okazuje się, że nawet nie został poinformowany o zakończeniu współpracy. Co więcej, jak sam twierdzi, szefowa programu potraktowała go... z góry. Nie szczędziła pod jego adresem przykrych uwag. Oto szczegóły.

Robert Rozmus przyjął propozycję od TVP. To było wyzwanie

Robert Rozmus w rozmowie z "Plejadą" swoją opowieść o współpracy z "Pytaniem na śniadanie" zaczął chronologicznie. Opowiedział o początkach przygody z TVP: "Zadzwoniono do mnie z tą propozycją, a potem zaproszono mnie na zdjęcia próbne. Nigdy nie prowadziłem kilkugodzinnego programu na żywo, więc stwierdziłem, że będzie to dla mnie wyzwanie. Niby nie lubię konkurować, ale za to lubię się ścigać sam za sobą. Sprawia mi przyjemność, gdy udowodnię sobie, że daję radę. Wiedziałem też, że taka szansa prędko się nie powtórzy. A ja lubię, gdy w moim życiu się dzieje, jestem głodny nowych wyzwań".

Robert Rozmus nie ukrywa, że nie żałuje przyjęcia propozycji, nawet jeśli finał pozostawił wiele do życzenia: "Nawet przez moment nie żałowałem tego, że przyjąłem tę propozycję".

Reklama

Wszystko się zmieniło. Robert Rozmus wprost o zachowaniu szefowej. "Pouczanie"

Robert podkreślił, że liczył się ze stratą pracy. Przewidywał, że jeśli nadejdą zmiany w Telewizji Polskiej, prezenterzy mogą pożegnać się ze stanowiskami. Mimo to zakończenie pracy nadeszło nagle, bez uprzedzenia.

"Szczerze mówiąc, wydarzyło się to w nie do końca elegancki sposób. Nikt mnie o niczym nie poinformował. Robiłem swoje, jeździłem po Polsce z koncertami i spektaklami, a jednocześnie czekałem na informację z TVP, które terminy mam sobie zarezerwować. Po trzech tygodniach postanowiłem zadzwonić do nowej szefowej" - powiedział w rozmowie z Plejadą.

Po słowach Rozmusa można jasno stwierdzić, że nie potrafił dogadać się z nową szefową "Pytania na śniadanie" - Kingą Dobrzyńską.

"Przedstawiłem jej się i zapytałem, co dalej z naszą współpracą. Na co usłyszałem, że, jak się pewnie domyślam, nie będzie ona kontynuowana. Pani próbowała wytłumaczyć mi, że skoro zdecydowałem się występować w TVP za poprzednich rządów, to powinienem się liczyć z konsekwencjami. Brzmiało to, jak pouczanie i nie do końca mi się to podobało" - zdradził.

Robert Rozmus sam musiał zadzwonić do Kingi Dobrzyńskiej

Prezenter podkreślił, że gdyby sam nie wykonywał telefonu, prawdopodobnie nigdy nie otrzymałby żadnego komunikatu w swojej sprawie.

"W pewnym momencie wypowiedzi tej pani przybrały taki ton, że postanowiłem zwrócić jej uwagę. A przecież to ja do niej dzwoniłem, a nie ona do mnie. Zakładam, że gdybym wtedy nie wykonał tego telefonu, do dziś nikt by się do mnie nie odezwał" - podsumował.

Czytaj też:

Była z nim przed poślubieniem milionera. Niespodziewany finał romansu Liszowskiej

Wieści o kolejnych zwolnieniach w "PnŚ". Nie tylko Opczowska i Nowakowska. Padło kolejne nazwisko

Anna Popek zabrała głos w sprawie zwolnienia z TVP. Wracają echa afery mailowej

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Robert Rozmus | TVP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy