Rusin wspomina czasy małżeństwa z Lisem. Żyła w skrajnej biedzie i wydzierała kupony!
Kinga Rusin od dłuższego czasu mieszka za granicą, gdzie prowadzi szczęśliwe życie w luksusowych warunkach. Okazuje się, że w życiu dziennikarki nie zawsze było tak sielsko i anielsko. Prezenterka mierzyła się bowiem z biedą, a marny los spotkał ją w Waszyngtonie, gdzie mieszkała wraz ze swoim ówczesnym partnerem Tomaszem Lisem. Wówczas kawa ze znanej kawiarni wydawała jej się czymś nieosiągalnym, a gwiazda musiała korzystać z kuponów rabatowych, by przeżyć miesiąc.
Kinga Rusin przez kilka lat urzędowała w USA, gdzie realizowała reportaże i materiały informacyjne dla TVP oraz pisała artykuły m.in. do miesięcznika "Twój Styl". Za granicą mieszkała wraz ze swoim ówczesnym mężem Tomaszem Lisem, lecz nie wspomina dobrze tamtych chwil, a wszystko za sprawą trudności, z którymi się zmagała. Niska płaca skutecznie spędzała jej sen z powiek. Dziennikarka żyła wtedy bardzo skromnie i nie mogła liczyć na żadną pomoc. "Z gospodarstwem domowym musiałam sobie radzić sama. Zarobki korespondentów były jeszcze pozostałością po czasach komunizmu, więc kombinowało się, żeby przeżyć" - pisała Kinga.
Na szczęście, ulitowali się nad nią mieszkający w pobliżu ludzie, którzy podpowiedzieli jej, co powinna robić, by trochę zaoszczędzić.
"Sąsiedzi podpowiedzieli mi, jak ekonomicznie robić zakupy. Trzeba zainwestować w gazety, wycinać z nich kupony rabatowe, zrobić sobie trasę zakupową i w ten sposób oszczędzać. Nawet poważne tytuły, jak "Washington Post" czy "Washington Time", miały dodatki z kuponami promocyjnymi, więc obiad planowało się ze składników nabytych w atrakcyjnej cenie" - zdradziła w swoim poradniku Kinga Rusin.
Kinga Rusin nie ukrywa, że bycie korespondentką zagraniczną nie wyszło jej na dobre, ponieważ ledwie wiązała koniec z końcem. Skupiała się jedynie na podstawowych i co za tym idzie niezbędnych wydatkach, odmawiając sobie wszelkich innych przyjemności.
"Pójście choć raz w miesiącu do restauracji pozostawało w sferze marzeń. Marzeniem też była kawa ze Starbucksa - dla mnie synonim amerykańskiego szczęścia. Patrzyłam przez okno na mieszkańców Waszyngtonu, którzy dzień pracy zaczynali właśnie od kubka tej kawy, i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będzie nas na to stać. Bo ta kawa to był sposób na życie" - tak mi się wtedy wydawało - przyznała dziennikarka w swojej książce.
Zobacz też:
Rzadki widok Kingi Rusin na mieście. Czy sama zawitała do Polski? Paparazzi przyłapali ją na mieście
Kinga Rusin pozwana za post uderzający w myśliwych. Dziennikarka odpowiedziała