Ryszard Rynkowski niebawem znowu stanie na ślubnym kobiercu!
Ryszard Rynkowski (68 l.) wraca do formy. Po incydencie sprzed czterech lat chce znowu stanąć na ślubnym kobiercu!
Gdy ostatnio pojawił się na małym ekranie podczas koncertu z okazji 100. rocznicy urodzin papieża Jana Pawła II, widać było, że znów jest w dobrej formie.
W eleganckim, ciemnym garniturze i białej koszuli, z błyskiem w oku, jak dawniej, w okresie największej popularności. Robił to, co potrafi najlepiej - śpiewał, i to tak przejmująco, że akompaniujący mu muzycy z trudem powstrzymywali wzruszenie.
A jeszcze niedawno nie brakowało wątpiących, którzy byli przekonani, że nie wróci już na scenę, nie podniesie się po życiowych klęskach. Ale Ryszard Rynkowski nie byłby sobą, gdyby nie udowodnił, że nie tak łatwo odstawić go na boczny tor.
Co sprawiło, że stał się innym człowiekiem?
Czytaj dalej na następnej stronie...
Dziś artysta wiedzie spokojny żywot w niewielkim Zbicznie pod Brodnicą. Kwarantanna pomogła zacieśnić więzy rodzinne, nie mijają się już, znów są ze sobą blisko.
Syn Rysio Junior namawia tatę, żeby koncertował online. Chce mu w tym pomóc, zorganizować cały sprzęt. Wspiera go też żona Edyta. Zawsze go wspierała. Wie, ile w przeszłości wycierpiał.
Gdy jego pierwsza żona Hanna przegrała walkę z nowotworem, był bliski załamania. Został sam z nastoletnią córką, topił smutki w alkoholu. Stracił nadzieję, że jeszcze będzie szczęśliwy.
Wszystko się zmieniło, gdy poznał młodszą o 22 lata Edytę, swoją fankę. Niepokoiła go tak duża różnica wieku, dlatego długo utrzymywał swój związek w tajemnicy, obawiając się reakcji opinii publicznej.
W końcu ujawnili się, wzięli ślub i zapragnęli dziecka. Podjęli wiele prób zostania rodzicami, niestety nieudanych. Pogodzeni z losem, wybrali się do Francji.
- W grocie w Lourdes, miejscu szczególnym, przytuliłem się do kamienia i pomyślałem: "Matko Boska, pozwól żebym się zmienił, był bardziej aktywny, więcej pracował". Szóstego stycznia począł się Rysio, w dzień, kiedy pojechaliśmy do Lourdes - wyznał potem artysta.
Uznał to za znak. Zawsze był religijny, ale nie lubił obnosić się ze swoją wiarą. Dla niego była czymś naturalnym, bo dorastał w głęboko katolickiej rodzinie, chodził do katolickiego przedszkola, a potem był ministrantem.
- Regularne uczęszczanie do kościoła było uświęcone tradycją. Bóg towarzyszył mi zawsze, był i jest ciągle przy mnie - zdradził.
Tak też wychowywał swojego syna. Przeżywał ogromne emocje, gdy Rysio przygotowywał się do Pierwszej Komunii. Artysta powtarzał z nim modlitwy, cierpliwie wyjaśniał to, czego chłopiec nie rozumiał. Zależało mu, by Bóg był obecny w jego życiu nie tylko podczas tego ważnego wydarzenia, ale też później, w codziennym życiu.
Nigdy nie krył, że obcowanie z nim było dla niego formą terapii. Przekonał się, że wiara jest najlepszym wsparciem na życiowych zakrętach. To ona pomogła mu, gdy cztery lata temu nietrzeźwy wybiegł z bronią przed dom i groził, że popełni samobójstwo.
Przerażona żona wezwała wtedy policję, a on sam trafił na obserwację do Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu.
Artysta nie ma wątpliwości, że wszystko dobrze się skończyło dzięki wsparciu z niebios. Odtąd jeszcze żarliwiej oddaje się modlitwie, jeszcze częściej zagląda do kościoła.
Proboszcz pobliskiej parafii pw. św. Jakuba Apostoła w Żmijewie nie da złego słowa powiedzieć o artyście, podobnie jak i mieszkańcy.
- Pan Rynkowski jest nie tylko dobrym, ale też hojnym parafianinem. Wspierał budowę kaplicy i remont kościoła. To dla niego ważne miejsce. Wielokrotnie widziałam go, gdy w samotności oddawał się modlitwie - zdradza jedna z mieszkanek.
A inna dodaje: "To dobry człowiek, choć czasami się gubi. Na szczęście Bóg pozwala mu znaleźć właściwą drogę".
Czytaj dalej na następnej stronie...
Wydarzenia sprzed czterech lat mocno go odmieniły. Artysta przekonał się, jak wiele mógł stracić.
Po feralnym incydencie nabrał jeszcze większej pokory, skupił się na swoich najbliższych, ich potrzebach, pragnieniach.
- Coraz poważniej myśli też o odnowieniu przysięgi małżeńskiej. Kto wie, może w tej pięknej ceremonii, tak jak 14 lat temu, gdy w kaplicy zamkowej na Szczytniku w Górach Stołowych przyrzekał miłość i wierność Edycie, znów towarzyszyć im będzie misjonarz i ich wielki przyjaciel Janusz Jezusek.
Dla Ryszarda byłoby to wielkie duchowe święto, ponowne zawierzenie Bogu swojego życia, ale też piękna forma podziękowania żonie za to, że w najtrudniejszych chwilach zawsze stała u jego boku, zapewniając, że mimo trosk, wszystko dobrze się skończy.