Sara May: Mam jaja. Wielkie jaja
Kasia Szczołek na swoim blogu internetowym tym razem zamieściła wpis poświęcony konkursowi Eurowizji: "To obciach i kicz, widowisko dla przygłuchych amatorów" - twierdzi. Z drugiej strony zabiega jednak o udział w konkursie...
"To miłe, że tak ekscytujecie się moim startem na Eurowizję. Żarliwie dyskutujecie i komentujecie na internetowych forach mój utwór i sposób śpiewania oraz obstawiacie które miejsce zajmę i czy przejdę do finału" - czytamy. May wątpi jednak, że uda jej się przebrnąć do kolejnego etapu:
"Ludzie ! Chyba nie spodziewacie się, że dostanę się choćby do finału polskich eliminacji i pokażą mnie w Jedynce? Już wielokrotnie wysyłałam swoje zgłoszenia na różne festiwale i konkursy; od Opola, Sopotu, Top Trendów, po Eurowizję. Zawsze mnie szanowne jury odrzucało. Nie dostałam się nigdy do Sopotu, za to w oczach jury uznanie znalazła np. Mandaryna. Jednak jak zauważyliście nie przejmuję się tym i robię zawsze swoje".
Szczołek zaznacza, że współpracy odmówiły jej wszystkie wytwórnie fonograficzne w naszym kraju...
"Pamiętam jak 2 lata temu, gdy rozmawiałam z kilkoma wytwórniami o ewentualnej współpracy jednym z ewentualnych profitów, które niby miały mnie skłonić do współpracy z nimi był fakt, że współpracując z nimi jest szansa że dostanę się do któregoś z prestiżowych festiwali. Inaczej, oświadczył mi dyrektor jednej z wytwórni, nie mam szans, bo jestem niezależna. Mogę zrobić najlepszy kawałek, ale nic to nie zmieni. Ponoć wchodzą w grę różne układy biznesowe i różne bajery rowery".
Blogerka wyjaśnia, dlaczego z uporem walczy o swój występ na Eurowizji:
"Dlaczego więc wysyłam zgłoszenie skoro jestem taka pewna, że się nie dostanę? Żeby zobaczyć kiedy się dostanę. W 2020 roku czy nigdy. Robię co mogę, ale nie wszystko zależy ode mnie. A nie mam zamiaru być dojona przez wytwórnie, które niczego nie zapewniają a kasę biorą".
"Eurowizja to obciach i kicz, widowisko dla przygłuchych amatorów i nikt nie ma co do tego wątpliwości, ale że oglądalność jest wysoka zawsze warto się pokazać. Choć sama się chwilami zastanawiam czy warto jest mieszać się z gównem".
Sara skarży się na brak "posiadania pleców" tu i tam. Uważa, że to warunek konieczny do zrobienia kariery w naszym kraju...
"Rzeczywistość nie jest usłana różami, zwłaszcza jak człowiek działa na własną rękę; nie ma znajomości i żadnych powiązań z dużymi wytwórniami. Jestem jedyną niezależną artystką z własnego wyboru, od samego początku. I to ma swoje wady i zalety jak widzicie.
Wiem, że chcecie usłyszeć jak śpiewam na festiwalu na żywo, ale nikt mi nie dał i raczej długo jeszcze nie da takiej szansy. Za dużo bym zyskała".
Blogerka odnosi się również do porównywania jej ze znanymi śpiewającymi paniami:
"A co do waszych kolejnych porównań mnie do Aguilery, Anastazji, Keys,Lewis, Beyonce, Cher, bóg wie kogo jeszcze, to informuję, że mam własny styl i nie mam zamiaru kopiować żadnej z wyżej wymienionych. Natomiast pewien argument że śpiewam wyniośle mi schlebia.
Śpiewam wyniośle, niepokornie, z wielką pewnością siebie, zarozumiale, niebanalnie, nietuzinkowo, oryginalnie, z powerem, siłą, charakterem, temperamentem i charyzmą. Nie jestem czysta-przezroczysta zarówno gdy mówię, piszę bloga i śpiewam".
"Ktoś woli śpiewające cipki niewydymki ? To u mnie w piosenkach nie dozna takich rozkoszy. Niech zmieni adres. Ja mam jaja. Wielkie jaja. A... i co do mojego ciśnienia w głosie to jeśli wam ten typ wydobycia dźwięku nie pasuje to macie mój utwór z 2006 roku "C'est la vie" gdzie jest lekko, słodko i cipowato jak to określam".