Reklama
Reklama

Schorowany Roman Kłosowski nie jest już sam. Znalazł bratnią duszę!

Po śmierci żony Roman Kłosowski (87 l.) coraz gorzej radził sobie z codziennością. Kiedy bliscy zaproponowali mu, by przeniósł się do Domu Artysty Weterana w Skolimowie, nie zgodził się. Pomoc zaoferowała zupełnie obca osoba...

Aktor każdego dnia z niecierpliwością nasłuchuje dźwięku przekręcanego w drzwiach mieszkania klucza. Denerwuje się, kiedy opiekująca się nim od trzech lat sąsiadka spóźnia się choćby kilka minut. Czeka, by powiedzieć jej przy śniadaniu, jak się czuje i co zamierza robić w ciągu dnia, a potem wymienić się opiniami o życiu, najbliższym otoczeniu, o świecie i polityce.

Kiedy w czerwcu 2013 roku zmarła jego ukochana żona, wiedział, że może liczyć na swą sąsiadkę. Obiecała przecież Krystynie Kłosowskiej, z którą się przyjaźniła, że gdyby jej zabrakło, nie zostawi go samego na łaskę losu, że zadba, by miał zawsze pełną lodówkę i czyste, uprasowane koszule. Żona aktora wiedziała, że Roman najbardziej boi się samotności.

Reklama

Już jako dziecko nie lubił być sam. Na szczęście siostry - Lena i Ina - traktowały go jak swego pupilka i nie spuszczały z oczu nawet na chwilę. Po latach wspominał, że miał w nich wielkie oparcie i cudowne towarzyszki zabaw. - Moja pozycja rodzinnego wyskrobka, ugruntowana dwiema starszymi siostrami, gwarantowała mi konkretne przywileje - lepszy deserek, wydziergany sweterek, a przede wszystkim familijne grono pomagierek - opowiadał autorce książki "Z Kłosem przez życie".

Później, już będąc studentem i stawiającym swe pierwsze kroki aktorem, zawsze otoczony był wianuszkiem przyjaciół. Od dnia, kiedy prawie 65 lat temu poznał w Szczecinie pracującą tu w niewielkim ośrodku dla dzieci instruktorkę teatrów ochotniczych - Krystynę, aż do chwili, kiedy został wdowcem, nigdy nie był sam.

- Nie wiem, co to znaczy żyć w pojedynkę - powiedział kiedyś w programie telewizyjnym.

Po śmierci żony Roman Kłososki poważnie zastanawiał się nad przeprowadzką do Łodzi, gdzie od lat mieszka jego syn Tomasz z rodziną. Nie chciał jednak zostawiać miejsca, w którym spędził z żoną najpiękniejsze chwile swojego życia. Wiedział, że pozostając w Warszawie, może liczyć na pomoc wnuczki Kasi i... sąsiadki. O ile jednak pani Katarzyna jest bardzo zajętą osobą i nie może odwiedzać dziadka zawsze, kiedy chciałaby, o tyle zajmująca sąsiednie mieszkanie przyjaciółka żony aktora jest - jak żartuje pan Roman - na wyciągnięcie ręki o każdej porze.

Kiedy bliscy proponowali mu, by rozważył możliwość zostania rezydentem Domu Artysty Weterana w Skolimowie i przeniósł się na stałe do ośrodka, w którym będzie miał zapewnioną nie tylko opiekę, ale też wspaniałe towarzystwo, stwierdził, że nawet nie chce o tym słyszeć.

- Czy oni myślą, że nie dam sobie rady? Nie mają się czym martwić, bo mam sąsiadkę, która mi pomaga - stwierdził w wywiadzie. Dziś Roman Kłosowski traktuje swą opiekunkę jak najlepszą przyjaciółkę. Zwierza się jej ze swych trosk, dzieli radosnymi wieściami o ukochanych wnukach i prawnukach, dyskutuje z nią o polityce i rozmawia o zwykłych, codziennych sprawach.

Niedawno sąsiadka pomagała zmagającemu się z poważną chorobą oczu aktorowi nauczyć się na pamięć fragmentów "Biblii". Dzięki niej świetnie poradził sobie podczas nagrania swoich partii do dźwiękowej wersji Pisma Świętego.

Pan Roman nie kryje, że wciąż nie pogodził się ze stratą żony i wie, że nikt mu jej nie zastąpi, ale cieszy się, że ma obok siebie kogoś, kto o niego dba i na kogo zawsze może liczyć. - Sąsiadka codziennie robi mi zakupy, utrzymuje porządek w mieszkaniu, dotrzymuje mi towarzystwa, a w dodatku wspaniale gotuje - mówi Roman Kłosowski i dodaje: - Tak naprawdę tylko dzięki niej jeszcze się jakoś trzymam!

***

Zobacz więcej materiałów:

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Roman Kłosowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy