Ścibakówna odeszła od męża
Żona Jana Englerta (68 l.) udowodniła, że ma sporo odwagi w podejmowaniu decyzji. Własnie rozstała się z mężem. Na szczęście tylko na gruncie zawodowym.
Ryzyko w jej zawodzie czasem się opłaca, ale nie każdy ma odwagę, by je podjąć. Beata Ścibakówna (43 l.), żona dyrektora Teatru Narodowego, postawiła wreszcie na swoim i... odeszła do Teatru Syrena, którego dyrektorem jest Wojciech Malajkat.
"Beatka jest na razie w grupie aktorów występujących gościnnie, ale to się zmieni. Chce być z dala od plotek i pomówień. Chce się rozwijać i realizować. W Narodowym jej talent nie był w pełni wykorzystany. Nawet jeśli idealnie pasowała do jakiejś roli w sztuce reżyserowanej przez Janka, to on rezygnował z obsadzania jej, by nie wysłuchiwać bredni, że faworyzuje wyłącznie swoją żonę" - mówi "Rewii" przyjaciel Englertów.
Beata Ścibakówna mogła mieć dosyć, a i słowa męża wypowiedziane kiedyś w wywiadzie: "Stosuję bardzo ostrą selekcję, również wobec własnej żony", nabrały zupełnie innego znaczenia w obliczu jej decyzji o odejściu z Teatru Narodowego.
W każdym razie o byciu panią dyrektorową aktorka ani myśli już słyszeć. Chce natomiast rozwijać skrzydła. Kilka lat temu sama wyprodukowała przedstawienie "One". Znalazła pieniądze, zaangażowała aktorki, m.in. Małgorzatę Kożuchowską. Ryzyko się opłaciło. Spektakl okazał się sukcesem, a Ścibakówna uwierzyła w siebie.
To zachęciło ją do kolejnych odważnych prób. Jak sama przyznaje, kiedyś nawet na zakupy nie wychodziła bez męża. Dzisiaj umie być samodzielna. "Nasze relacje mistrz-uczennica zmieniły się. W takim układzie zaczynaliśmy naszą znajomość. Ja startowałem z pozycji profesora, teraz czasem robię za asystenta" - mówi Jan Englert.
"Nie kiwnąłem palcem, żeby pomóc żonie przy realizacji spektaklu 'One'. Może więc kiedyś to ona zostanie dyrektorem teatru?" - śmieje się.
MK
(nr42/2011)