Sebastian Stankiewicz wciąż czeka na wielką rolę i... miłość!
Bawi nas między innymi w "La la Poland". Wraz z kabaretem "Na koniec świata" z kolei podbił serca widzów nową wersją hitu lubelskiej Budki Suflera "Takie tango - Bo do ping ponga trzeba dwojga". A jaki jest prywatnie?
- Długo nikt mnie nie chciał zatrudnić - mówi o swojej karierze aktorskiej Sebastian Stankiewicz (40 l.).
A zaczął wcześnie, bo już w przedszkolu. Na akademiach szkolnych nie schodził ze sceny, sam potrafił wypełnić godzinny program. - Recytowałem, opowiadałem dowcipy - wspomina.
- Gadałem niestworzone rzeczy, robiłem głupie miny i... tańczyłem!
Urodził się w Bolesławcu, ale wychowywał się w Głogowie, gdzie spędzał dużo czasu w kinie Jubilat. Pracowała w nim jego babcia, dostawał od niej bilety i żył życiem ekranowych bohaterów.
Szybko dowiedział się, że babcia pochodziła z rodu Halamów, a jej ciotką była Loda Halama (†84 l.), legendarna przedwojenna aktorka i tancerka. Wtedy zapragnął być aktorem.
Na egzaminie do szkoły aktorskiej usłyszał, że ma twarz jak kartofel, która... niczego nie wyraża. Ale nie zniechęcał się. Studiował filmoznawstwo, lalkarstwo, był prezenterem pogody w telewizji. I grał.
Role drugoplanowe stały się jego specjalnością, a popularność dała mu postać Miśka w "Listach do M." - Ludzie uśmiechają się na mój widok - cieszy się Sebastian.
Z nieszczęsnego kartofla uczynił niezaprzeczalny atut. Ciągle się kształci, uczestniczy w warsztatach aktorskich, bierze lekcje śpiewu. - I cierpliwie czekam na wielką rolę - dodaje artysta.
I oby przyszła z wielką miłością, bo wciąż jest singlem.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: