Sinead O'Connor oskarża
Sinead O'Connor w kwietniu odwołała trasę koncertową, tłumacząc się chorobą psychiczną. Dziś oskarża swoich współpracowników, że wywierali na nią zbyt dużą presję.
"Nigdy moja ciężka choroba, która doprowadziła nawet do próby s********* w styczniu tego roku, nie została wzięta pod uwagę, gdy planowano trasę koncertową lub promocję płyty. Terminy zostały ustalone bez uzgodnienia ze mną, i to w momencie, w którym przeżywałam tragedię" - napisała irlandzka artystka na swojej stronie internetowej.
Podkreśliła, że w pewnym momencie czuła się, jakby to ona była winna całemu zamieszaniu.
"Oczekiwania w stosunku do mnie były na ten moment wygórowane i nie mogłam temu sprostać. Wydaje mi się, że niektóre zachowania były nawet nieludzkie...".
Najbardziej jednak brakowało jej osobistego wsparcia ze strony managementu. Wszyscy, którzy dla niej pracują - z wyłączeniem zespołu - bardzo ją zawiedli. "Nie powiedzieli nigdy miłego słowa, a potrzebowałam prawdziwego wsparcia" - wyznała.
"Po trzech koncertach w Los Angeles straciłam całkowicie głos. To stało się tylko dlatego, że nie zamówiono odpowiedniego sprzętu. Nie mogłam siebie słyszeć, nie było żadnych monitorów po bokach, co strasznie utrudniało mi pracę".
Mimo wszystko udało jej się zaśpiewać. "Nie wiem, jak to możliwe, że później krytycy mnie oszczędzili i ocenili na wysokim poziomie. Gdy powiedziałam, że straciłam głos, bo nie miałam odpowiedniego sprzętu do dyspozycji, usłyszałam, że utrata jest moją winą, bo niewystarczająco o siebie dbam. A w tamtym momencie była to nieprawda".