Skandaliczna sytuacja w Polskim Radiu. Ledwie wspomniał Manna i Andrusa, a audycję nagle przerwano
Wielu dawnych słuchaczy radiowej Trójki do dzisiaj pamięta głośną aferę, która wybuchła tam wokół Wojciecha Manna. Jak się okazuje, uwielbiany przez Polaków dziennikarz wciąż jest tam postacią wyjątkowo niemile widzianą. Podobnie zresztą jak inne zwolnione stamtąd osoby, takie jak Artur Andrus czy Piotr Stelmach. Nie do wiary, co wydarzyło się w trakcie wieczornej audycji 13 grudnia.
Nie jest wielką tajemnicą, że pożegnanie Wojciecha Manna z radiową Trójką, w której przez wiele lat był jedną z wiodących postaci, nie należało do przesadnie przyjemnych. Radiowiec odszedł z publicznego nadawcy w atmosferze skandalu, po tym jak wstawił się za zwolnioną Anną Gacek. Nie było to jedyne tak głośne pożegnanie z Polskim Radiem w tamtym czasie, ale odbiło się szczególnie szerokim echem. Lata później Mann bardzo ostro oceniał zmiany, jakie tam zaszły. Padły z jego strony wręcz słowa o "niszczycielskim pochodzie szarańczy".
W mediach publicznych rozpocznie się wkrótce proces wielkiego czyszczenia po tym pochodzie, ale możemy z góry założyć, że Wojciech Mann nie weźmie w nim udziału. W listopadzie jasno zadeklarował bowiem swoją niechęć do powrotu na "stare śmieci". Zdaniem dziennikarza każda próba przywrócenia Trójki do jej dawnej chwały będzie swoistym "reanimowaniem nieboszczyka".
Trudno nie zgodzić się z Mannem w tej ocenie po wydarzeniach, które miały miejsce w środowy wieczór. Jak podają Wirtualne Media, będący wówczas na antenie Michał Margański puścił różne zabawne wypowiedzi i wpadki byłych pracowników Trójki. Na liście znaleźli się m.in. Wojciech Mann, Artur Andrus, Michał Olszański, Kuba Strzyczkowski, Piotr Stelmach oraz dawni dziennikarze prowadzący serwisy informacyjne. Margański nie ukrywał, że środowe wydanie "AnagrammarganA" było nieco prowokacyjne, a to ze względu na symboliczną datę 13 grudnia.
Przywołał też przy okazji postać Marka Niedźwiedzkiego, który również odszedł z Trójki w niezwykle kontrowersyjnych okolicznościach. Mimo to chyba nikt nie spodziewał się, że w wyniku przywołania tych (zasłużonych przecież dla rozgłośni) postaci dojdzie do tak nietypowej sytuacji. Około pół godziny po rozpoczęciu audycji nagle nagranie się urwało, a w jego miejsce poleciała muzyka elektroniczna. Jak się okazuje, Margańskiego siłą ściągnięto z anteny.
Niedługo po tym zdarzeniu na Facebooku dziennikarza pojawił się krótki komunikat: "Niestety zostałem ściągnięty z anteny przez dyrektora. Zatem w ten sposób dziękuję Państwu za ten czas". W rozmowie z Wirtualnymi Mediami wyjaśnił dalsze wątpliwości związane ze sprawą:
"Zadzwonił do mnie dyrektor i powiedział, że nie mogę już wejść na antenę. Puściłem muzykę elektroniczną, bo nie mogłem już mówić na antenie. Sam o tym zdecydowałem, realizator słucha moich poleceń (...) We "wstecznej" chciałem powiedzieć, że (...) moi znajomi zostali przez te osiem lat wyrzuceni albo po prostu sami odeszli z radia. Spodziewałem się, że coś się może wydarzyć, ale nie spodziewałem się, że nie będę mógł nawet powiedzieć" - zaznaczył Margański.
Sytuacja może mieć nieprzyjemne konsekwencje dla radiowego prezentera. Jak przyznał, na czwartek dostał zaproszenie na spotkanie z dyrektorem Trójki. Podkreślił jednak, że nie będzie w stanie tam pójść, co tłumaczy leczeniem farmakologicznym i koniecznością wzięcia urlopu na żądanie. Wydaje się jednak wątpliwe, by ta sprawa nie powróciła z czasem, zwłaszcza, że na swoim profilu dziennikarz nie ukrywa nadziei związanych z nowymi władzami w publicznym radiu i telewizji.
Zobacz też:
Wojewódzki sprowokował Dańca. Padły ważne słowa o Andrusie i aferze wokół "Szkła kontaktowego"
Mann i Materna nie mieli litości dla Lewandowskiego. Ostro go obśmiali
Były gwiazdor TVN-u odmówił przejścia do TVP. Nie będzie robił "Wiadomości"