Reklama
Reklama

Skoczył po olimpijskie złoto, a potem... stoczył się na dno. Co dziś robi Wojciech Fortuna?

W tym roku minęło pół wieku od dnia, gdy 19-letni wtedy Wojtek Fortuna oddał na dużej skoczni w Sapporo swój złoty skok, zostając tym samym pierwszym w historii polskim sportowcem nagrodzonym złotym medalem na zimowych igrzyskach. Na to, by któryś z jego następców powtórzył ten sukces, legendarny skoczek czekał aż 42 lata! Co robił w tym czasie?

11 lutego 1972 roku Wojciech Fortuna - nastolatek z Zakopanego - oddał na dużej skoczni w Sapporo skok życia. Faworytem konkursu był przedstawiciel gospodarzy Yukio Kasayi, którego dekoracja złotym medalem miała być punktem kulminacyjnym obchodzonego tego dnia święta narodowego Japonii. Wojtek znalazł się w grupie zawodników... słabszych i marzył tylko o tym, żeby "zrobić wynik".

Zwycięski skok Polaka obejrzało na żywo 50 tysięcy widzów zgromadzonych na trybunach przy Ōkurayamie i miliony telewidzów na całym świecie. Niestety, Telewizja Polska nie transmitowała konkursu skoków. 111 metrów, rekordowa nota za styl, podziw i niedowierzanie, że dzieciak ze wschodniej Europy pokonał cesarskiego pupila, a wręcz go znokautował... Choć drugi skok Wojtkowi nie wyszedł, już ten pierwszy zagwarantował mu zwycięstwo.  

Reklama

"Przyjechał taki Wojtuś, nikomu nieznany, kurzył fajkę jedną po drugiej, piwo popijał z wielkim smakiem i właściwie żył jak zaprzeczenie sportowca. A ja, na przykład, harowałem ciężko, co rano robiłem rozgrzewkę, po osiem miesięcy w roku zostawiałem żonę i dzieciaka, żeby tu wypaść jak najlepiej i taka sprawiedliwość?" - żartował po latach Andrzej Bachleda, wspominając igrzyska w Sapporo w swej książce "Taki szary śnieg".

Wojciech Fortuna: Pozwolił, by alkohol przejął władzę nad nim i nad jego życiem!

Po powrocie z Japonii Wojciech Fortuna był traktowany w Polsce jak bohater narodowy. "Ten medal to był uśmiech... fortuny" - powtarzał w wywiadach.

Niestety, popularność zaszumiała mu w głowie. Zamiast na treningach, spędzał czas w zakopiańskich restauracjach i barach. Nim zdążył się obejrzeć, wódka przejęła nad nim władzę. W 1974 roku po raz pierwszy wszyto mu esperal, ale na nic się to zdało. Później jeszcze pięć razy próbowano leczyć go z alkoholizmu disulfiramem...

W 1976 roku podczas przygotowań do igrzysk w Innsbrucku Wojciech Fortuna nagle dostał wysokiej gorączki. Okazało się, że pękła mu rana w miejscu, gdzie miał wszyty esperal. Odesłano go do domu i wyrzucono z reprezentacji. Dwa lata później zakończył karierę.

Aby zarobić na utrzymanie rodziny (w 1975 roku wziął ślub z Heleną Zimak, w 1977 roku urodziła mu się córka Beata, a rok później syn Tomasz), Fortuna imał się różnych zajęć. Był kierowcą taksówki i... handlował dewizami i złotem.

Fortuna nigdy nie krył, że stoczył się na dno. W latach 80. za bójki i awantury dwa razy trafił za kratki. Po jednej z libacji alkoholowych podejrzewano go nawet o zamordowanie kolegi. Żona od niego odeszła, zabrała dzieci...

W 1986 roku Wojciech Fortuna poleciał do Chicago i zatrudnił się jako sprzątacz w wielkim markecie. Po trzech latach wrócił do Zakopanego, ale nie zagrzał tu miejsca zbyt długo. Ponownie poleciał za ocean. Pracował w firmie malarskiej i jako kierowca mikrobusa. Odrzucił propozycję objęcia posady trenera w znanym ośrodku sportowym, którą złożyli mu Norwegowie. Zamiast do Norwegii, przyleciał do Polski.

Wojciech Fortuna: Skazany za znęcanie się nad byłą konkubiną!

Na początku lat 90. Wojciech Fortuna komentował skoki dla TVP, pracował też przez pewien czas w zakopiańskim klubie sportowym, ale - jak powiedział niedawno - ciągnęło go do Ameryki, więc w 1998 ponownie poleciał do Chicago. Tym razem szczęście się do niego uśmiechnęło - rozkręcił własną firmę remontową i zarobił ogromne pieniądze. Już po roku stać go było na zakup czteropiętrowego domu! Spotkał też kobietę, którą pokochał całym sercem. Pochodzącą z Suwałk Marię poślubił 29 kwietnia 2002 roku, wkrótce po tym, jak... poroniła.

W Stanach Wojciech Fortuna napisał i wydał dwie książki: "Prawda o Sapporo" i "Szczęście w powietrzu". Niestety, nie udało mu się poradzić sobie z nałogami.

W 2003 roku były olimpijczyk niespodziewanie sprzedał dom w Chicago i wrócił z żoną do Zakopanego wprost w ręce... policji. Okazało się, że była konkubina kilka lat wcześniej zgłosiła policji, że pobił ją i groził śmiercią jej mężowi. Wysłano wtedy za nim list gończy. Gdy zjawił się w Polsce, aresztowano go i zamknięto w więzieniu w Nowym Sączu. Wyszedł za kaucją po dziesięciu dniach. Kilka miesięcy później Sąd Rejonowy w Nowym Sączu uznał go winnym znęcania się nad byłą kochanką i skazał na 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę wysokości 300 zł.

Wojciech Fortuna postanowił na zawsze opuścić Tatry i razem z żoną zamieszkał w Gorczycy koło Augustowa. W 2004 roku wreszcie rzucił alkohol. Od tamtej pory jest trzeźwy. 

Wojciech Fortuna: Nie pije, nie pali, znalazł wreszcie swoje miejsce na ziemi...

Wojciech Fortuna był przed laty wielkim fanem Adama Małysza. Bardzo chciał, aby to właśnie Adam dokonał tego, czego on - jako pierwszy Polak - dokonał w 1972 roku. Adam nie zdobył jednak złotego medalu olimpijskiego w skokach. Udało się to dopiero w 2014 roku Kamilowi Stochowi, który z igrzysk w Soczi wrócił z dwoma złotymi medalami (był najlepszy i na dużej, i na małej skoczni), a w 2018 roku w pięknym stylu wywalczył złoto w Pjongczang.

"Dzisiaj sport to jest biznes, na którym można nieźle zarobić. Dawniej tak nie było. Naprzypinali mi odznaczeń, orderów i uważali, że wszystko jest ok. A dzisiaj warto być sportowcem, to jest zawód bardzo opłacalny. Dzisiaj opłaca się być medalistą olimpijskim, bo z tego jest emerytura. To jest takie minimum, za które da się przeżyć i nie da się zdechnąć" - powiedział niedawno portalowi skijumping.pl.

Wojciech Fortuna mieszka obecnie na Suwalszczyźnie, skąd pochodzi jego żona Maria, pracuje w muzeum w Wojewódzkim Ośrodku Sportu i Rekreacji Szelment, gdzie udało mu się stworzyć unikalną sportową "Aleję Gwiazd" składającą się już z 54 symbolicznych tablic upamiętniających najwybitniejszych polskich sportowców.

W Szelmencie Wojciech Fortuna zgromadził też setki pamiątek po Polakach - uczestnikach zimowych igrzysk olimpijskich. 

***

Zobacz także:

Wdowa po Krawczyku chce coś ukryć? Sąd przychylił się do jej propozycji, to koniec

Anna Wendzikowska otrzymała ODPOWIEDŹ z TVN. Forma godna pożałowania

Kraśko ostro skrytykowany po wywiadzie. TVN zamieścił oświadczenie

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy