Reklama
Reklama

Sobczuk oczyszczony z zarzutów

10 listopada 2010 roku Bogusław Sobczuk, 63-letni aktor znany m.in. z "Człowieka z marmuru" i "Wodzireja", usłyszał w krakowskim sądzie wyrok uniewinniający. Po 7. latach oczyszczono go z zarzutów o rzekome molestowanie syna.

Nie triumfował. Nie mówił, że odczuwa ulgę. Na gratulacje od współczujących mu jako ojcu pozbawionemu bezprawnie kontaktów z synem, odpowiadał:

- Gratulacje to nie jest właściwe słowo. Podobnie jak "satysfakcja" z powodu uniewinnienia.

Minionego czasu zabranego ojcu i synowi nie sposób zwrócić. Podobnie jak nie da się wymazać z pamięci ciężkich przeżyć i utraty dobrego imienia, które zafundowała mu była partnerka i matka syna, Dorota W.

Mecenas Andrzej Patela, obrońca Sobczuka, przyznaje, że mogą mieć poczucie, że zwyciężyła sprawiedliwość. Poczucie, że podstawą wydania wyroku oczyszczającego Sobczuka z zarzutów są przepisy prawa.

Reklama

Dwa lata temu aktor opowiadał o tęsknocie za synem. O tym, że marzy o po powrocie dziecięcego śmiechu do podkrakowskiego domu, o sile, którą musiał w sobie znaleźć, by to przeżyć.

Psychologowie uznali, że w takiej sytuacji można poddać się nałogom, zwariować albo rozstać się z życiem. Sobczuk postanowił, że przetrwa. Znalazł siłę w sobie, w bliskich, w Magdalenie, obecnej żonie, która dała mu ogromne wsparcie.

Bez syna i dawnych przyjaciół

Nadszedł dzień, że Magdalena przestała być jego partnerką, została żoną. Ślub wzięli w krakowskim kościele św. Anny. Pobrali się 1,5 roku temu. Nie było na nim syna pana Bogusława, Antka, dziś ucznia gimnazjum. Nie przyszło wielu dawnych przyjaciół. Byli ci najwierniejsi i najbliższa rodzina.

Sobczuk nie zamierza sztucznie wywoływać spotkań z synem. Obaj mają za sobą bardzo ciężki czas, a zapewne i przed sobą. Synowi towarzyszy nieustannie z bezpiecznej odległości. Wie, jakim jest pianistą. Jak się ubiera. Jakie nosi okulary. Co lubi czytać.

W jego numerze telefonu, rejestracji samochodu zawsze musi być liczba "23". Jest to dzień urodzin syna.

Świadomie i z rozmysłem podporządkował mu życiowe plany. W podkrakowskiej Rząsce wybudował dla niego i jego matki dom. Na jej życzenie pozbył się innego, który niedawno skończył. Poświęcił mu swój czas.

Szczęście w drodze

Niedawno w popularnym magazynie telewizyjnym wyznał, że bezwzględnie szczęśliwy czuł się właśnie wtedy, kiedy urodził się Antek. To szczęście było mu dane. Dziś mówi, że z daleka obchodzi słowo "szczęście", podobnie jak słowo "nieszczęście". Wkrótce po raz drugi zostanie ojcem.

- Nie wiem, czy urodzi nam się synek, czy córeczka. Poczekam. Przez 7 lat w jego słowniku najważniejszym słowem była "nadzieja". Na telefon. Spotkanie. Rozmowę z Antkiem. Na wspólny spacer między brzózkami, które posadził przy swoim domu. Drzewa szybko rosną. Podobnie jak dzieci.

Od 10 listopada słowo "nadzieja" pan Bogusław może powoli eliminować ze swojego życia. Nie musi już mówić, że ma nadzieję albo wierzy, że spotka się w końcu z synem. Może powiedzieć, że to wie. To tylko kwestia czasu.

BD

(nr 47)

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy