Sobowtór Pazury oskarża Marczuk
"Już wtedy dostałem sygnał Uważaj, ptaszku, to mi się nie podoba" - Leszek Blautenberg, sobowtór Cezarego Pazury, wspomina swoje pierwsze spotkanie z byłą żoną aktora.
W weekendowym wydaniu "Super Express" opisał sprawę procesu Cezarego Pazury z firmą MarcPol, która - zdaniem aktora - kilka lat temu bezprawnie wykorzystała jego wizerunek w reklamie telewizyjnej.
W spocie wystąpił wtedy Leszek Blautenberg, sobowtór Pazury (48 l.), którego być może pamiętacie z filmu "Kilerów 2-óch". Czarek uznał, że MarcPol z premedytacją wykorzystał podobieństwo pana Leszka do niego. W ubiegłym tygodniu panowie pierwszy raz spotkali się na sali sądowej:
"Na rozprawie pan Czarek zapytał mnie, czy czuję się osobą znaną, rozpoznawalną. Nie powiem, uderzyło to w moją ambicję. 17 lat uprawiałem zapasy, styl klasyczny, w Legii Warszawa, w której zdobyłem medal mistrzostw Polski. Reprezentowałem nasz kraj. Jestem 5-krotnym mistrzem Polski weteranów. Prowadzę grupę sportową z czterdzieściorgiem dzieci. Więc uważam się za osobę znaną" - skarży się Blautenberg w "Super Expressie".
Dziś mężczyzna wyjawia, że do procesu doszło głównie z powodu determinacji Weroniki Marczuk, która uznała, że psuje on wizerunek jej męża. Pan Leszek wspomina, że była gwiazda TVN od samego początku nie robiła na nim dobrego wrażenia:
"Już wtedy dostałem sygnał: Uważaj, ptaszku, to mi się nie podoba. Pamiętam, reżyser Juliusz Machulski [Blautenberg i Marczuk poznali się na planie "Kilerów 2-óch" - red.] zażartował do niej: Przyjechał twój drugi mąż. Podała mi rękę od niechcenia" - mówił.
Jak twierdzi, po zakończeniu zdjęć Weronice bardzo zależało, by pan Leszek nie stał się znany. W trosce o wizerunek męża dzwoniła podobno do agencji reklamowych z prośbą, by go nie zatrudniały.