Stanisława Celińska: Czasami wstydzę się, że to słyszę
Odważna, silna, niezależna. Odkąd zrozumiała, że drobne potknięcia nie mają znaczenia, nie chce już wszystkiego doprowadzać do perfekcji. Nikt nie jest idealny...
Po sukcesie, jaki odniosła płyta "Atramentowa", Stanisława Celińska (69 l.) poszła za ciosem i wydała kolejny krążek "Atramentowa... Suplement". Bilety na jej koncerty wyprzedają się jak świeże bułeczki. Ogromna w tym zasługa aktorki, która w niezwykle osobistych piosenkach dzieli się z publicznością problemami ze swojego życia, daje nadzieję na lepsze jurto.
Gwiazda przyznaje, że czasami krępują ją reakcje widzów. W rozmowie z "Na Żywo" aktorka opowiedziała o walce z uzależnieniem od alkoholu, o tym, co daje jej siłę oraz dlaczego martwi się o syna i córkę.
Ostatnio częściej można panią zobaczyć śpiewającą na koncercie niż w filmie czy w serialu...
Stanisława Celińska: - Muzyka towarzyszy mi od dawna. Była pierwszą muzą. Wszystko dzięki rodzicom muzykom. Ojciec był pianistą, mama skrzypaczką. Nie pamiętam, czy razem grali. Za to wciąż mam przed oczami obraz taty, który bierze mnie na kolana i kładzie moje małe dłonie na klawiaturze. Stąd moje zamiłowanie do muzyki, zwłaszcza Chopina.
Płyty "Atramentowa" i "Atramentowa... Suplement" to wielki sukces. Spodziewała się pani tego?
- Nie, absolutnie. Bardzo chcieliśmy nagrać taką płytę, gdzie człowiek do drugiego mówi szeptem, spokojnie, chcąc go pocieszyć, przytulić. Nagle okazało się, że trafiliśmy na jakąś nutę, coś w duszy współczesnego słuchacza, co jest potrzebne jak woda czy duchowa strawa. To, jak oba krążki zostały odebrane, daje mi ogromną siłę i każe być zdrową, by dalej pracować.
Publiczność czasami traktuje panią jak terapeutę. Niektórzy przychodzą, zwierzają się...
- Jakiś czas temu przyszła do mnie pani, która prowadzi zajęcia z niepełnosprawnymi dziećmi. Śpiewa z nimi moje utwory "Nie strasz" i "I znowu on". Innym razem podszedł do mnie po koncercie mężczyzna i powiedział: "Wie pani, od teraz jestem innym człowiekiem". Czasami wstydzę się, że to słyszę. Myślę, że ludzie bardzo potrzebują drugiej osoby, której mogą się zwierzyć. Gdy nie mogą jej znaleźć, otwierają serce przed kimś obcym.
Pani też się otworzyła, przyznając do alkoholizmu. Dlaczego?
- Żeby pomóc, bo wiem, jak trudno jest uporać się z każdym uzależnieniem, niezależnie czy to od komputera czy od pracy. Mnie przytrafił się cud, dlatego o tym mówię, żeby dać świadectwo, że w tym była jakaś boska pomoc. Sama bym sobie nie poradziła. Trzeba było się leczyć, ale Bóg mnie wysłuchał i dzięki temu pokonałam nałóg.
Bliscy wybaczyli, a pani wciąż nie może sobie tego darować i to mimo upływu wielu lat.
- W jakiś sposób sobie wybaczyłam, może nie do końca, bo czasami to wraca, jak niedobre wspomnienie. Tłumaczę sobie, że skoro inni mi odpuścili, ja też muszę zamknąć ten rozdział, by iść do przodu.
Stara się pani być blisko dzieci. Nie przestaje się pani o nie martwić. Obawia się, że alkoholizm może być dziedziczny?
- Są różne opinie na ten temat. Ale ja swoim pociechom powiedziałam, żeby uważały. Ostatnie doniesienia są takie, że za alkoholizm jest odpowiedzialny gen, który może być dziedziczny.
Jaka była reakcja Oli i Mikołaja po wysłuchaniu płyty "Atramentowa"?
- Bardzo im się podobała. Cieszyły się razem ze mną. Zresztą córka jest autorką okładki do krążka. Przyznaję, że zrobiła to pięknie. Otwarte drzwi zwracają uwagę, jest w nich jakaś nadzieja. Syn mieszka obecnie w Irlandii. Jest muzykiem, gra na perkusji. Marzy, żeby kiedyś ze mną wystąpić.
***
Zobacz więcej materiałów o gwiazdach:
Rozmawiał: Paweł Karpiński