Stanisława Ryster: Chodziło o to, by grać fair!
Przez 31 lat Stanisława Ryster (72 l.) prowadziła kultową "Wielką grę". O tym, że jej program spada z anteny, dowiedziała się z... gazet!
Pani Stanisława imponowała zawsze świetną fryzurą, dyskretnym makijażem, starannym manikiurem i piękną biżuterią. Takiej samej elegancji wymagała od uczestników "Wielkiej gry".
"Nie ma takiej możliwości, ja na wizję bez marynarki nie wpuszczę" – powtarzała. Po jakimś czasie nie musiała już tego mówić, poczta pantoflowa działała i wszyscy wiedzieli, że w tym teleturnieju występuje się w marynarce. I całe szczęście, bo elegancki strój uczestnika podkreślał rangę programu.
W "Wielkiej grze" grało się fair. Jeśli zawodnik słyszał w słuchawce odpowiedź konkurenta – zgłaszał to prowadzącej. Startujący w teleturnieju nie byli wrogami, potrafili się nawet zaprzyjaźnić.
Eksperci zapraszani do programu także prezentowali się nadzwyczaj wytwornie, a ich erudycja i kompetencje nie budziły żadnych wątpliwości.
Trudno się tylko pogodzić z tym, że później, gdy o byciu na wizji zaczęły decydować "słupki oglądalności", te cechy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
Pani Stanisława od dziecka miała świetny kontakt z ojcem. To właśnie po nim odziedziczyła silny charakter i pewność siebie. Mama zajmowała się nią i domem. Ryster powieliła ten model rodziny w kwestii dzietności – jej córka Marta, tak jak ona, jest jedynaczką. Ale ma już dwoje dzieci - córkę Lenę (13 l.) i syna Olafa (9 l.).
Po liceum w Katowicach pani Stanisława wybrała prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Dlaczego nie została adwokatem ani sędzią tylko "panią z telewizji"?
Jak to często bywa, zadecydował przypadek. Kiedy kończyła studia, nie można było bezpośrednio po dyplomie zatrudnić się w adwokaturze. Trzeba było wcześniej zdobyć doświadczenie w sądzie albo w milicji. Z reguły oznaczało to pracę za biurkiem. Nie miała na taką ochoty.
Był rok 1966. „Profesor mojego pierwszego męża, wykładowca z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, powiedział: - Zwrócili się do mnie, żebym podesłał kilka osób. Robią konkurs na kogoś od pogody, żeby Wicherek nie był sam, żeby doszły młode dziewczyny, idź” – wspominała w „Wysokich Obcasach”.
Najpierw czytała dzienniki, potem prowadziła programy i teleturnieje młodzieżowe. Od 1975 r. przez 31 lat była gospodynią "Wielką gry".
W 2006 r. ze zdumieniem przeczytała w prasie, że teleturniej znika z anteny. Żaden z szefów nie uznał za stosowne, by poinformować ją o tym osobiście.
Może niepotrzebnie wymagała od uczestników swoich programów dobrych manier? Gdy minął szok, zajęła się "robieniem reklam". I podróżowaniem.
Potrafi cieszyć się, smakować każdą chwilę, bo "przecież drugiego życia nie będzie"...
"Życie na gorąco. RETRO" 2015/3