Stanisława Ryster: Z życia trzeba korzystać
Prowadzenie "Wielkiej gry" było dla niej przygodą życia. Po rozstaniu z telewizją Stanisława Ryster (78 l.) poświęciła się życiu rodzinnemu. Fortuny się nie dorobiła, bo - jak mówi - wszystko, co zarobiła, wydała.
Profesjonalizm, elegancja i... posągowe nogi. Tak zapamiętali Stanisławę Ryster fani "Wielkiej gry". Prezenterka prowadziła program 31 lat, zawsze z wielkim wdziękiem i taktem zadając pytania i egzekwując odpowiedzi.
Nie tolerowała niechlujstwa, nie wpuszczała uczestników do studia bez marynarki: "Nie przychodzi się w niedzielę z wizytą do telewidzów w rozchełstanej koszuli, z tłustym brzuchem na zewnątrz" - mawiała.
Mimo statusu gwiazdy telewizji fortuny się nie dorobiła, a wszystko, co zarabiała, z przyjemnością wydawała. "Przynajmniej wiem, że żyłam" - żartuje dziś.
Miała 24 lata, gdy usłyszała, że telewizja będzie przesłuchiwać kandydatki na prezenterkę pogody. Poszła i tak trafiła na mały ekran, choć nie została pogodynką - prowadziła programy i teleturnieje młodzieżowe. W tym czasie podjęła bardzo trudną życiową decyzję: rozwiodła się.
"W wieku lat 20 człowiek nie ma skrystalizowanego charakteru. Ten cud zdarza się raz, że małżeństwa szkolne trwają latami. Wszyscy po wykładach szli tu, tam, a mój mąż: 'Do domu'. On miał 24 lata. Lepiej się wyszumieć, dojrzeć. Ta wolność bez papierka jest fajna" - tłumaczyła po latach spokojnie, choć wtedy, wbrew pozorom, bardzo przeżywała rozstanie.
"Ciągle uważałam, że rozwód to tragedia życiowa, jakaś przegrana. A potem powiedziałam: 'A co, ja za karę żyję?'. Nie ma zgodności charakteru, sposobu bycia, to nie można na siłę. Pomyślałam: 'To moje jedno życie'. I od tamtej pory mówię: 'Bisów nie ma, choćbyś miał miliardy'. Trzeba życie przeżyć tak, żeby nie zrobić komuś krzywdy, ale maksymalnie z niego brać. Bo to dar od Boga jeden jedyny" - opowiadała.
Jednak gdy w 1975 r. zaproponowano jej prowadzenie "Wielkiej Gry", nie od razu wyczuła, że to jej życiowa szansa. Przeciwnie. Tak bardzo nie chciała prowadzić teleturnieju, że aż się rozpłakała. "Rzewnymi łzami - mówi. - Wiedziałam, co to za utrapienie program cykliczny - nie ma 'zmiłuj'. Nawet znalazłam kogoś, kto by mnie chętnie zastąpił, ale propozycja była nie do odrzucenia - polecenie służbowe".
Nie było wyjścia, propozycję przyjęła. Podjęła wyzwanie i wywiązała się z powierzonego jej zadania najlepiej, jak potrafiła. Na planie wszystko przygotowywała sama.
"Nie miałam nigdy asystenta. Dlaczego miałby ktoś inny dzwonić do eksperta, jeśli to ja chciałam go zaangażować? Dzwoniłam, przedstawiałam się, mówiłam dokładnie, czego oczekuję merytorycznie. Następnie przekazywałam słuchawkę Andrzejowi Madrjasowi, producentowi, który mówił, ile ekspert będzie zarabiał. Ile dostanie, kiedy przyjdzie do studia, a temat się nie zmieści, ile, jeśli gra zostanie przerwana, ile za pytania na eliminacje. Wszystko było jasne" - zdradza kulisy swej pracy.
W pierwszych latach program kręcony był na żywo, później z pewnym wyprzedzeniem, ale zawsze bez montażu i powtórek, a Stanisława Ryster, nawet gdy już była taka możliwość, nie korzystała z pomocy komputera ani promptera. Kolejni włodarze TVP miewali czasem zgoła dziwne pomysły na ulepszanie sztywnej i - według nich - nudnawej formuły programu.
"Jeden z moich szefów zaproponował: 'Wiesz, zrobimy szum w programie, ogier będzie główną nagrodą'. Powiedziałam: 'To ty będziesz koło tego ogiera stał. Bo ja do niego nie podejdę. Zresztą, ja takie pomysły już przerabiałam. Kiedyś Sobiesław Zasada zaoferował się, a ja na to poszłam, że jako nagrodę dodatkową ufunduje małego mercedesa. Takie to było maleńkie, dla dzieci, ale z normalnym silnikiem i jeździło. Wygrał jeden facet, akurat temat był samochodowy. Wiesz jak on płakał? Nie miał tego czym przewieźć, a sam nie mógł w to wsiąść".
Po kilku latach od rozwodu po raz drugi wyszła za mąż. Z tego związku ma jedyną córkę, Martę. Choć małżeństwo z jej ojcem także nie przetrwało próby czasu, Stanisława Ryster mówi, że z drugim mężem pozostali w przyjaźni.
"Rozstaliśmy się, ale bardzo się lubimy" - przyznawała w wywiadzie. Tymczasem córka wyrosła na kobietę o silnym charakterze.
"Marta jest o wiele rozsądniejsza ode mnie. Z nas dwóch to ona jest ta dorosła" - opowiadała Ryster.
Kochała wydawać pieniądze, zwłaszcza na buty. Na szczęście córka pilnowała rodzinnego budżetu. Założyła mamie konto w banku i nauczyła odkładania pieniędzy, wydzielając rozsądną sumę na szaleństwa.
Oszczędności się przydały, gdy w 2006 r. prezenterka z mediów dowiedziała się, że "Wielka gra" po 44 latach znika z anteny.
Nie kryła żalu do władz stacji, ale pogodziła się z decyzją. Wtedy jej córka miała już rodzinę. Na świecie pojawiły się wnuki i Stanisława Ryster z radością weszła w rolę babci. Rozpieszczała 18-letnią dziś Lenę i 14-letniego Olafa do granic możliwości.
Dziś dawna gwiazda niechętnie pokazuje się na ekranie. Nie chciała wręczać TeleKamer, odmawia udziału w programach. Chętnie za to gra w brydża i... ogląda telewizję.