Stańko szczerze o narkotykach
Jazzman Tomasz Stańko (66 l.) w wywiadzie dla jednego z dwutygodników opowiedział, jak wyglądało jego życie, kiedy zażywał narkotyki: "Musiałem to rzucić, bo szedłem coraz dalej" - wyznał.
Muzyk narkotyków nie bierze już od piętnastu lat: "Najpierw zrezygnowałem z alkoholu, bo najbardziej przeszkadzał mi w życiu. Jako dipsoman byłem albo kompletnie naprany, albo kompletnie trzeźwy. Potem skończyłem z amfetaminą, która skręca mózg. Wydaje ci się, że jesteś normalny, a już dawno nie, skoro organizm nie śpi trzy doby" - mówi w wywiadzie dla "Vivy".
"Kokaina jest groźniejsza, bo delikatniejsza. Czujesz się normalnie, tylko masz to niesamowite poczucie władzy. Najtrudniej było rozstać się z haszyszem. Jakże miło rozpoczynać dzień od haszyszu. Na końcu rzuciłem papierosy. A paliłem mocne. Poza kawą pozbyłem się wszystkich nałogów" - dodaje.
Muzyk przyznaje, że brał z czystego hedonizmu, żeby było mu lepiej. Za braniem narkotyków przemawiał również jego wizerunek artysty. W pewnym momencie jednak stracił nad tym kontrolę. Potrzebował coraz więcej i więcej. W końcu sięgnął po heroinę...
"Pamiętam, jak kiedyś pogotowie zgarnęło mnie z Krakowskiego Przedmieścia. Było mi mało i poszedłem dorżnąć się heroiną. Wtedy naprawdę ostro żyłem (...).
"Tylko raz wziąłem, kokainę dla kurażu. Szedłem coś załatwić i kupiłem działkę. Emanowała ze mnie taka pewność siebie, że jeszcze nie dotarłem do gabinetu, a już załatwiłem sprawę".
Od wylądowania na dnie uratowała Stańkę pasja. Gdyby nie ona, skończyłby źle: "Cały czas grałem, starczało mi sił tylko na muzykę. Kiedy wychodziłem na koncert i miałem przed sobą tysiąc ludzi, to ich entuzjastyczna reakcja dawała mi kopa. Do rzucenia nałogów solidnie się przygotowałem. Przeszedłem na dietę makrobiotyczną, zacząłem biegać, kolega robił mi masaże shiatsu".