Stenia Kozłowska była przed laty jedną z największych gwiazd estrady. Co robi dziś?
Stenia Kozłowska była pół wieku temu jedną z największych gwiazd polskiej estrady, ale – jak twierdzi – nigdy nie czerpała przyjemności z występów, nie znosiła festiwali i śpiewała na siłę, a w dodatku bardzo niewiele jej za to płacono. „Gdybym nie zajęła się biznesem, pewnie teraz klepałabym biedę” - wyznała niedawno w wywiadzie. Jak dziś wygląda życie 87-letniej emerytowanej piosenkarki?
Stenia Kozłowska dzieciństwo i młodość spędziła we Francji. Do Polski przyjechała dopiero w 1954 roku, będąc już 18-letnią panną. Ojciec, wyczerpany wieloletnią pracą w kopalni, nie był w stanie utrzymać rodziny z głodowej emerytury.
"Musiałam iść do fabryki, żeby wyżywić siebie, rodziców i sześcioro rodzeństwa" - wyznała po latach w rozmowie z "Życiem na gorąco", dodając, że nie mówiła zbyt dobrze po polsku, więc nie było jej łatwo.
"Dla przyjemności tańczyłam w ludowym zespole w Jarosaławiu. Potem wyszłam za mąż i wyjechaliśmy do Warszawy" - opowiadała w wywiadach.
Po przeprowadzce do stolicy Stenia Kozłowska bardzo długo zastanawiała się, co chciałaby robić w życiu. Pewnego dnia, przechodząc obok odbudowywanej właśnie szkoły muzycznej przy ulicy Szpitalnej, dostrzegła wiszący na płocie plakat z informacją o naborze na wydział piosenkarski. Niestety, termin zapisów na egzaminy wstępne już minął...
"Poszłam do sekretariatu i widocznie spodobałam się sekretarce, bo mnie zapisała. Zaraz potem wezwano mnie przed oblicze komisji egzaminacyjnej. Zaśpiewałam po francusku piosenkę Harry'ego Belafonte i zostałam przyjęta" - wspominała na łamach "Retro".
Wiele lat później, gdy była już gwiazdą, jedna z jej byłych nauczycielek śpiewu, powiedziała jej, że przyjęto ją tylko dlatego, że oczarowała członków komisji... wdziękiem. Stenia nie skończyła szkoły. Naukę - tym razem w Studium Piosenki Pagartu - podjęła ponownie dopiero po urodzeniu córki Iwony.
Na początku śpiewanie wcale nie dawało Steni Kozłowskiej radości. Była bowiem tak nieśmiała, że sama myśl o wyjściu na scenę dosłownie ją paraliżowała.
"Naprawdę długo trwało, zanim oswoiłam się z tremą. Każdy występ naprawdę mocno przeżywałam" - potwierdziła w rozmowie z dziennikarką "Życia na gorąco".
W latach 70. ubiegłego wieku Stenia Kozłowska była jedną z najbardziej lubianych gwiazd w Polsce i jedną z najbardziej znanych polskich gwiazd na świecie. Odkąd w 1969 roku zdobyła w Opolu Złoty Mikrofon, czyli nagrodę Polonii amerykańskiej, aż do chwili, gdy prawie dwie dekady później zdecydowała się zakończyć karierę, objechała z koncertami niemal cały świat i wszędzie przyjmowano ją owacjami.
"Byłam znużona ciągłymi podróżami po świecie" - twierdzi dziś i dodaje, że decyzję o zmianie zawodu podjęła wkrótce po tym, jak w połowie lat 80. uległa poważnemu wypadkowi w Australii.
Faktem jest, że wypadek, z którego cudem uszła z życiem, na pół roku unieruchomił ją w domu. Do dziś ma problemy z kręgosłupem. Właśnie wtedy, gdy całe dnie spędzała w swym mieszkaniu, córka - mieszkająca wówczas we Włoszech - przysłała jej kawałek futerka i zaproponowała, by coś z niego uszyła.
"Zaprojektowałam kilka zabawek. Moje pluszaki nieoczekiwanie spodobały się właścicielom paru warszawskich galerii" - opowiadała podczas wizyty w studiu Radia Pogoda.
"Najpierw szyłam zabawki, potem ubrania" - dodała.
W końcu Stenia Kozłowska postanowiła razem z córką i zięciem założyć firmę odzieżową. "Zostałam bizneswoman" - wspomina.
Przez prawie 20 lat zajmowała stanowisko wiceprezeski sieci sklepów "TerraNova".
"Gdybym nie zajęła się biznesem, teraz pewnie klepałabym biedę. Za pierwszy longlpay dostałam równowartość dwóch średnich pensji. Żeby zarobić, musiałam grać przynajmniej piętnaście koncertów w miesiącu" - żaliła się na łamach "Retro".
Dziś 86-letnia Stenia Kozłowska mieszka otoczonym ogrodem domu w podwarszawskim Aninie, gdzie - jak mówi - ma spokój i ciszę. 12 lat temu zdecydowała się przejść na zasłużoną emeryturę, zrezygnowała z funkcji wiceprezesa w firmie, którą stworzyła. Często spotkać ją można w znanej z doskonałego jedzenia włoskiej warszawskiej restauracji, którą prowadzi jej zięć.
Największą radość sprawiają dziś emerytowanej gwieździe spotkania - niestety, bardzo rzadkie - z wnuczką, która większość swojego czasu spędza w Londynie, gdzie jeszcze niedawno studiowała grafikę.
Polska Dalida po tym, jak jesienią 1989 roku zaśpiewała w wypełnionej po brzegi Sali Kongresowej "Daj mi ten świat", "Do szczęścia blisko" i "Czy to walc", postanowiła zrezygnować z udziału w dużych imprezach. Od tamtej pory jeszcze przez pewien czas zgadzała się na kameralne występy, ale w 1998 roku - po nagraniu swej ostatniej płyty "Super Business Woman" - na dobre pożegnała się ze śpiewaniem.
Niedawno w wywiadzie dla Radia Pogoda, odpowiadając na pytanie, czy nie tęskni za estradą, Stenia Kozłowska zażartowała, że... nawet gdyby, to przecież dziś na scenie nie ma miejsca dla dinozaurów.