Sylvia Kristel: Kochały się w niej miliony, umierała w biedzie i samotności
Filmy o przygodach Emmanuelle przyniosły Sylvii Kristel (†60 l.) ogromną popularność i przyciągnęły do kin 650 mln widzów. Pod koniec życia aktorka borykała się z samotnością i straszną biedą. Ludzie, którzy ją spotykali, nie mogli uwierzyć, że ta niepozorna kobieta jest... gwiazdą.
Z dnia na dzień stała się obiektem marzeń milionów mężczyzn na całym świecie. Sylvia Kristel nie musiała o to szczególnie zabiegać ani mozolnie wspinać się po szczeblach kariery. Po prostu zagrała Emmanuelle, znudzoną życiem żonę francuskiego dyplomaty.
Jej bohaterka trafiała do Bangkoku i w egzotycznej scenerii odkrywała wiele nowych, wyrafinowanych przyjemności seksualnych. W każdym kolejnym epizodzie pokonywała jakieś tabu obyczajowe. Połączenie urody ślicznej Holenderki i śmiałych na owe czasy scen zapewniło filmowi gigantyczny sukces.
- Scenariusz wydawał się banalny, a gotowy film niemiłosiernie mnie znudził - zdradziła aktorka. - Trafiliśmy po prostu na dobry moment. To był pierwszy tego typu obraz wyświetlany w normalnych kinach, a nie w tych studyjnych, o wątpliwej renomie.
Nie tylko do fabuły, ale i do nagości, która rozbudzała zmysły milionów widzów, aktorka podchodziła z dużym dystansem. - Jedyne, czego mogłam się wstydzić, to były braki warsztatowe. Pokazywanie świetnego ciała nie jest wielką odwagą. A moje było wtedy niemal idealne - stwierdziła Sylvia w jednym z wywiadów.
Za pierwszy film dostała zaledwie 6 tys. dolarów. Za kolejny, który powstał szybko po sukcesie pierwszego, zainkasowała już 100 tys. Nie mogła spokojnie chodzić po ulicach. - Ludzie uważali, że prywatnie też jestem nimfomanką - wspominała z niesmakiem. Porzuciła więc Europę. Wyjechała do Los Angeles. Tam pierwszy film o Emmanuelle przeszedł bez większego echa, toteż mogła liczyć na spokój. A poza tym skrycie liczyła, że w USA uda się jej zrobić hollywoodzką karierę.
Sylvia Maria Kristel urodziła się 28 września 1952 r. w Utrechcie w Holandii. Pochodziła z zamożnej rodziny. Rodzice byli właścicielami hotelu, w którym mieszkała cała rodzina. Sylvia z siostrą zajmowały pokój 21. Często, gdy były małe, matka budziła je w środku nocy, by przeniosły się do klaustrofobicznego pokoju 22, bo przyjechali nieplanowani goście.
Nie był jedyny problem w jej rodzinnym domu. O wiele większym był alkohol. Ojciec całymi dniami pił piwo, butelka po butelce, a matka, amatorka brandy, maczała w trunku kostki cukru i dawała je małej Sylvii, gdy ta nie mogła zasnąć. Bolesny zwrot w jej życiu nastąpił, gdy miała 9 lat. Jeden z gości hotelowych molestował ją seksualnie. Pięć lat później przeżyła drugi dramat. Wyszło na jaw, że ojciec ma kochankę.
- Rozwód rodziców, mimo że wydarzył się tak dawno, wciąż uważam za najsmutniejszą rzecz, jak mnie spotkała w całym moim życiu - wspominała.
Wraz z matką i siostrą musiały się wyprowadzić i zarabiać na swoje utrzymanie. Ojciec zerwał kontakt z rodziną. - To wydarzenie uruchomiło we mnie ogromną ambicję - zdradziła po latach. - Chciałam stać się naprawdę sławna. Na tyle, żeby go skłonić do tego, by do mnie napisał, zadzwonił. Bez skutku.
Dopiero w latach 90., po blisko 30 latach rozłąki, odwiedziła go. Porozmawiali w cztery oczy. Czy można jednak odzyskać wszystkie stracone lata w trakcie jednego spotkania? Trzy miesiące później ojciec zmarł.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Sylvia chodziła do szkoły prowadzonej przez zakonnice. Zdobyła w niej biegłą znajomość czterech języków obcych i odebrała konserwatywne wychowanie. Ale właśnie tam zaczęła się buntować przeciw rygorom obyczajowym. Jako nastolatka podejmowała różne prace, przez pewien czas nawet nalewała paliwo na stacji benzynowej.
Gdy miała 17 lat, zgłosiła się do agencji reklamowej i oświadczyła, że chętnie zagra w filmach. Doceniono jej entuzjazm i urodę, a zwłaszcza posągowe kształty, występowała więc bardzo skąpo odziana. Zdobyła tytuły Miss TV Holandii i Europy. Twórcy "Emmanuelle" uznali ją za idealną kandydatkę do tytułowej roli. Sukces filmu, który wszedł na ekrany w 1974 r., potwierdził ich intuicję. Za ocean wyjechała jako europejska gwiazda, ale mogła liczyć tylko na role określonego typu.
Film "Private Lessons", opowieść o kobiecie, która w arkana erotyki wprowadza nastolatka, zarobił ok. 50 mln dolarów i okazał się wielkim sukcesem. Niestety, jeszcze mocniej związał nazwisko aktorki z etykietką "lekkie porno", od której bezskutecznie próbowała się uwolnić.
Problemem było też jej życie prywatne. Pobyt w USA upłynął pod znakiem imprez, alkoholu, kokainy i romansów. Po latach przyznała, że pieniądze ją rozpuściły. Ujawniła, że agenci ratowali ją przed kompletnym zatraceniem się. Przypominali o posiłkach i zatrudnieniu sprzątaczki. W końcu miarka się przebrała. Postawiono jej ultimatum: albo odwyk, albo straci dom. Wybrała to pierwsze.
Po powrocie do Europy nie przyjęto jej z otwartymi rękami. Nie zagrała już w niczym, co powtórzyłoby sukces "Emmanuelle", choć wciąż była traktowana niczym pomnik. W jednym z kin przy paryskich Polach Elizejskich grano ten film bez przerwy przez prawie 13 lat.
Jej życie miłosne było zawikłane. - Im bardziej pragnęłam stabilizacji, tym więcej podejmowałam decyzji, które jej nie zapewniały - zdradziła.
Najważniejsi mężczyźni w jej życiu? Ian McShane, brytyjski aktor, który obiecywał wielką karierę w Hollywood, a zamiast tego zaserwował jej okres niekończących się awantur, dzikich imprez i wpędził w uzależnienie od kokainy. Musiała od niego uciec. Poślubiła biznesmena Alana Turnera. Związek przetrwał kilka miesięcy.
Później w tarapaty finansowe popadła z powodu fotografa i niezbyt utalentowanego filmowca Philippe’a Blota. Straciła wiele pieniędzy inwestując w jego pomysły. Do jej domu zaczęli zaglądać komornicy. Uciekała z niego podobno z 500 dolarami w torebce. Spokój i stabilizacja w życiu prywatnym przyszły dość późno.
W pierwszej połowie lat 90. związała się z belgijskim producentem radiowym Freddym de Vree. Po jego śmierci w 2004 r. została sama. Mogła liczyć jedynie na syna Arthura, owoc związku z pisarzem Hugo Clausem. Ostatnie lata życia spędziła w Holandii, w malutkim mieszkanku nad barem, w którym uwielbiała przesiadywać, czytając gazety i pijąc kawę.
Gotowała tylko w poniedziałki - zwykle był to wielki garnek makaronu z warzywami. Potem jadła to samo przez kolejnych siedem dni. Utrzymywała się z malowania obrazów, ale nie zarabiała kokosów. Wystarczało na opłacenie rachunków.
Ubierała się skromnie, nie używała wielu kosmetyków. Ludzie, którzy ją spotykali, nie mogli uwierzyć, że ta niepozorna kobieta to gwiazda, której najsłynniejszy film obejrzało ponad 650 milionów ludzi. W ostatnich latach życia chorowała na raka (papierosy paliła od 11. roku życia), przeszła kilka operacji, chemioterapię.
W 2005 r., siedem lat przed śmiercią, zapytana o przemijanie, odpowiedziała, że jest spokojna: - Gdy myślę o swoim końcu, dochodzę do wniosku, że przez całe moje życie coś zrobiłam i osiągnęłam, choć na pewno mogłam więcej.
***
Zobacz więcej materiałów: