Sylwia Wysocka wyjawiła prawdę o swojej tragedii! Oprawca ją pobił i wyjechał na wakacje!
Sylwia Wysocka (58 l.) przeżywa prawdziwy dramat. Jakiś czas temu aktorka została brutalnie pobita i to przez byłego partnera, co tym bardziej szokuje. W ciężkim stanie trafiła wówczas do szpitala. Teraz w rozmowie z "Na Żywo" postanowiła opowiedzieć, z jakim koszmarem przyszło jej się zmierzyć. Gwiazda uznała bowiem, że musi sprostować kilka nieprawdziwych informacji, które pojawiły się w mediach...
Jak informowaliśmy, na początku maja Sylwia Wysocka w poważnym stanie trafiła do szpitala.
Okazało się, że aktorka ma złamany kręgosłup w kilku miejscach oraz problemy z ręką i z nogą.
Opinię publiczną zszokował fakt, że 58-latka została pobita przez byłego partnera.
Po wyjściu ze szpitala gwiazda postanowiła sprostować liczne nieprawdziwe informacje, które były powielane przez media.
Za pośrednictwem "Na Żywo" aktorka opublikowała poruszające oświadczenie, w którym ujawnia szczegóły śledztwa i opisuje działania policji.
"Po pierwsze, prokuratura informuje, że doniesienie o popełnieniu przestępstwa złożyłam dopiero 6 maja, bo 'wcześniej nie byłam osiągalna ani pod adresem ani pod telefonem'. Nie byłam pod adresem, bo byłam w szpitalu. Nie miałam telefonu, bo zerwano mi z szyi saszetkę, w której się znajdował i nie oddano do tej pory, choć policja wie, kto mi go zabrał" - pisze aktorka.
"Mimo ogromnego bólu, zostałam przez rodzinę odwieziona na policję w celu złożenia zeznań, ale usłyszałam, że z powodu długiego weekendu nie ma nikogo, kto mógłby zeznania odebrać. Pomijam już fakt, że gdy pogotowie zabierało mnie do szpitala, policja była w domu, a więc wiedziała, co się wydarzyło. Przez sześć dni mojego pobytu w szpitalu nie odezwał się do mnie nikt z policji, ani sprawca, który jak gdyby nigdy nic wyjechał na wczasy" - opisuje Wysocka.
Aktorka donosi, że nadal nie ma dostępu do swoich rzeczy, które zostały w mieszkaniu należącym do byłego partnera.
"Muszę czekać aż sprawca łaskawie wróci znad morza i może otworzy mi dom, a minął już miesiąc" - twierdzi gwiazda.
Były partner zdążył za to złożyć już zeznania, w których stwierdził, że to Wysocka się na niego rzuciła, a obrażenia odniosła w wyniku nieszczęśliwego upadku ze schodów.
"Nie spadłam ze schodów. Byłam szarpana, zostałam uderzona i kopnięta w lewą pierś, gdzie mam poważny uraz, a na koniec zostałam zepchnięta ze schodów, w wyniku czego mam liczne złamania i długotrwałą niezdolność do pracy" - ubolewa.
Wysocka podkreśla, że były partner już wcześniej był w stosunku do niej agresywny. Podczas jednej z wcześniejszych obdukcji lekarz założył mężczyźnie Niebieską Kartę.
Aktorka żałuje, że dała się przekonać byłemu i zrezygnowała z tej formy ochrony.
"Niestety, w naiwności odwołałam ją, gdy obiecał poprawę, oraz że się rozejdziemy polubownie. Policjanci, których wezwałam po ostatnim zdarzeniu założyli ją ponownie. (...) Nie rozumiem, po co oszukiwać kogoś przez kilkanaście lat, wieść podwójne życie, odebrać najlepszy czas. To podłe, trudno się z tym pogodzić. Teraz jednak potrzebuję spokoju, by wyzdrowieć" - wyznała aktorka.
Na koniec dodała, że będzie walczyć o swoje, gdy tylko dojdzie do siebie.
"Kiedyś opowiem więcej, choćby ku przestrodze innym kobietom" - dodaje.
***