Szczere wyznanie Haliny Machulskiej! Dalej nie może się z tym uporać!
Przeżyli razem 56 lat, choć Jan (†80 l.) i Halina (88 l.) Machulscy miewali lepsze i gorsze chwile w swoim małżeństwie. Pani Halina mimo upływu czasu, nadal tęskni za mężem, który zmarł w 2008 roku.
Mówi się, że ideałów nie ma. Mimo to ich małżeństwo uchodziło za idealne. Na pewno było trwałe, a oni byli dla siebie najważniejsi.
Poznali się w Łodzi. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, choć Janowi wystarczył moment, by Halinę oczarować. Jednak ona miała wtedy narzeczonego, a on - reputację podrywacza.
"Janek był szalenie przystojny i przyzwyczajony do tego, że jeśli chce zdobyć jakąś dziewczynę, to ją zdobywa. Ze mną nie szło mu łatwo, więc tym bardziej się uparł. Starał się o mnie półtora roku. Tak skutecznie jednak, że w końcu zerwałam zaręczyny z Władkiem i wyszłam za niego" - mówi aktorka.
Nie byli parą trzymającą się za rączki od świtu do nocy. Przez te wszystkie lata na pewno różnie między nimi bywało. Od kiedy się pobrali, mąż był dla pani Haliny jedynym mężczyzną na świecie, choć na brak powodzenia nigdy nie narzekała.
Pan Jan natomiast miewał swoje większe i mniejsze zauroczenia. Zawsze jednak pamiętał, gdzie jest jego dom: żona i syn Julek.
"Był kobieciarzem, lubił na planie flirtować z pięknymi partnerkami, a czasem ten flirt przeradzał się w coś więcej. Często na przykład występował z Wandą Koczeską (†71), byli ze sobą blisko. Wiedziałam o tym i bolało mnie to, ale mimo wszystko czułam się bezpieczna, wiedziałam, że nigdy ode mnie nie odejdzie. Lubił się podobać, miał potrzebę, by być adorowanym, ale nigdy nie miałam wątpliwości, że to ja jestem najważniejsza. Kończyło się kręcenie filmu, kończyło się zakochanie" - powiedziała niezwykle szczerze pani Halina.
Wszystko jednak ma swoje granice i ludzka cierpliwość również. Machulska w końcu zaproponowała mężowi rozwód, ale ten nie chciał o tym słyszeć. Byli jak ogień i woda, ale ta odmienność, dzięki której się uzupełniali, stanowiła o sile ich związku. Pani Halina musiała znaleźć receptę na wspólne życie. Okazał się nią dystans do wielu spraw.
"Dla niego było ważne, że ja byłam wierna. Bywał zawstydzony, że ja przestrzegam zasad, a on nie".
Lata mijały, a uczucie między Janem a Haliną się umacniało. Nic dziwnego, że do tej pory Machulska tak bardzo przeżywa śmierć męża i wspomina te ciężkie chwile bardzo drobiazgowo.
Nigdy nie zapomni dnia, gdy rano obudził ją telefon, i ktoś obcy zapytał, czy to prawda, że Jan Machulski nie żyje. Była zbulwersowana, że ktoś pozwala sobie na takie żarty. Owszem, był w szpitalu i czekał na wszczepienie bypassów, bo z sercem miał problemy od dawna.
Ale przecież taką operację przechodzi wielu ludzi. Pani Halina była dobrej myśli. Dzień wcześniej wiele godzin spędziła u męża w szpitalu, razem oglądali mecz.
"Janek był w doskonałym nastroju, nieźle się czuł, toteż nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mogłoby się wydarzyć coś złego. A jednak za chwilę odebrałam kolejny telefon, tym razem ze szpitala i okazało się, że Jan dostał rozległego zawału i lekarze nie byli w stanie go uratować".
Dla Pani Haliny nie jest możliwe pogodzenie się z odejściem na zawsze kogoś, z kim się spędziło całe życie. W głębi serca smutek pozostanie na zawsze, ale jest tyle powodów, żeby nadal, mimo wszystko, uśmiechać się.
***