Szef sanepidu zwolniłby Magdę Gessler
Po ostrej opinii szefa lubelskiego sanepidu na temat Magdy Gessler i "Kuchennych rewolucji", TVN wpadł w gniew. "Wolałabym, żeby sanepid skupił się na pracy restauracji, a nie naszej ekipy" - powiedziała Lidia Zagórka z działu PR stacji.
Wszystko zaczęło się od wizyty restauratorki w lubelskim Jesz Burgerze, podczas której w kukurydzy znalazła ona pleśń, a mięso w hamburgerze uznała za nieświeże.
Kiedy wróciła po trzech tygodniach z kamerą i zauważyła, że właściciele nie wprowadzili zasugerowanych przez nią zmian (m.in. brak nowej karty dań, brać proponowanych przez Gessler potraw, nie wystawiona na ulicę lodówka-gablota), wypluła hamburgera, mówiąc, że mięso śmierdzi trupem.
Właściciele restauracji uważają, że pani Magda od początku chciała ich zmiażdżyć.
Paweł Policzkiewicz, dyrektor sanepidu w Lublinie, oceniając Gessler jako widz, stwierdził na łamach "Gazety Wyborczej", że nie tylko łamie ona podstawowe zasady sanitarne (chodzi bez fartucha, nosi rozpuszczone włosy i nie myje rąk), ale także przeklina: "p... dolę to", "hamburger smakuje jak g... no".
"Gdyby któryś z moich pracowników używał takich wyrazów, zwolniłbym go" - mówi Policzkiewicz gazecie, i dodaje, że będąc na miejscu właścicieli Jesz Burgera w ogóle nie wpuściłby Gessler do środka.
Sanepid, który odwiedził restaurację dopiero 28 września (emisja programu była 11 września), nie znalazł słynnego już śmierdzącego trupem mięsa. Były za to dziury w podłodze, w których mogłyby rozgościć się insekty. Przybytek ukarany został mandatem w wysokości 500 zł - dowiedział się dziennik.