Szokujące kulisy talent show. Współpracownicy zabrali głos!
Osoby blisko związane z produkcją talent show zdradzają tygodnikowi "Newsweek" kulisy tworzenia tzw. widowisk dla mas!
O tym, że wzruszające i rzewne historie najlepiej się sprzedają, doskonale wiedzą producenci popularnych programów opartych na zagranicznych licencjach i gwarantujących dużą oglądalność.
W tzw. bibliach są bowiem dokładne wskazówki, jak "wciskać ludziom starannie spreparowane produkty" i przedstawiać historie uczestników tak, by w nie wierzyli.
Zdaniem informatorów "Newsweeka" stacje najczęściej "manipulują widzami, by przeforsować 'swoich' uczestników i zarobić na nich jak najwięcej".
Wszyscy, którzy wypowiadają się w artykule "Sprzedawcy emocji", chcą pozostać anonimowi w obawie przed konsekwencjami prawnymi.
Poza tym nadal pracują przy tego typu widowiskach i są zobowiązani do zachowania tajemnicy.
Zgodnie mówią jednak, że w talent show wyreżyserowane jest wszystko (dosłownie!) i bynajmniej nie chodzi o odkrycie nowych talentów i ich promocję, a wyłącznie o zarobienie jak największych pieniędzy!
Źródło tygodnika wspomina przypadek Magdy Welc z 3. edycji "Mam talent", którą widzowie "pokochali" za jej osobistą historię i cel, z jakim wystąpiła w programie.
Dziewczynka opowiedziała przed kamerami, że mieszka w bardzo ciężkich warunkach i program ma jej pomóc zdobyć pieniądze na budowę nowego domu. Dodatkowo na widowni siedziała zapłakana matka, której kamera "nie spuszczała z oka".
Widzowie wiedzieli więc, na kogo wysyłać SMS-y.
"Rewelacyjny Kamil Bednarek, który dziś robi prawdziwą karierę, w starciu z taką łzawą historią nie miał szans" - mówi informatorka "Newsweeka", przez wiele lat związana ze stacją.
"Przegrał. Bo w takich programach nie chodzi o to, by kogoś wylansować, tylko o to, by wzbudzić u widzów jak największe emocje. A co za tym idzie zwiększyć oglądalność programu i sprzedać jak najwięcej reklam. Dochód z SMS-ów też jest nie do pogardzenia. To są ogromne pieniądze".
Robert Leszczyński, były juror "Idola", dodaje z kolei, że widzom wydaje się, iż głosują na swojego pupila, a tak naprawdę decyzję o tym, kto wygrywa, podejmują właściciele stacji, promujący "swoje" pogodynki i aktorów.
"Wystarczy częściej niż innych go pokazywać, cytować jego najciekawsze wypowiedzi, lepiej zmontować filmik o jego życiu poza planem. To wszystko przekłada się na głosy" - mówi Leszczyński.
Dodatkowo faworyt stacji tańczy najczęściej do hitów, które publiczność uwielbia. Ten, kto ma odpaść, do "gorszych melodii".
Niestety, od takich historii roi się w każdym tego typu programie. Przed nami finały. Będziecie oglądać?