Tadeusz Broś marzył, by umrzeć godnie. Ostatnie lata życia gwiazdy legendarnego "Teleranka" były koszmarem!
Mija właśnie 40 lat od chwili, gdy Tadeusz Broś (†61 l.) po raz pierwszy poprowadził niezapomniany "Teleranek". Prezenter, który w 2000 roku z powodu nadużywania alkoholu stracił pracę w TVP, do końca życia zmagał się z uzależnieniem... Marzył tylko o tym, by odejść z tego świata z godnością.
Choć od śmierci Tadeusza Brosia minęło już 9 lat, na jaw wciąż wychodzą nowe fakty o ostatnich latach jego życia i prawda o jego zwolnieniu z TVP w 2000 roku. Ludzie, którzy znali go tylko z małego ekranu, nie mają pojęcia, jaką cenę zapłacił za popularność...
"Był człowiekiem, którego życie stało się zwierciadłem polskich przemian i polskich słabości" - twierdzi Beata Tadla, która miała okazję pracować z nim przez pewien czas.
Tadeusz Broś nigdy nie krył, że popełnił w życiu mnóstwo błędów. Największym z nich było, o czym wyznał tuż przed śmiercią, picie alkoholu w pracy. To właśnie przez chorobę alkoholową został wyrzucony z telewizji po tym, jak spalił kabinę na statku "Batory", na którym miał nakręcić reportaż dla "Teleranka".
"Przekonałem dyrektora Polskiej Żeglugi Bałtyckiej, że pozwolił mi zjawić się z ekipą "Teleranka" na Batorym. To było coś! Pojechałem na statek służbowo. Na rejs barbórkowy... Zasnąłem pijany z papierosem w kabinie. Wszystko się spaliło" - opowiedział na łamach książki "Sorry Batory, czyli przypadki Pana Teleranka".
Z pracy wyrzuciła go ówczesna szefowa "Teleranka", Barbara Karwas, z którą od dawna darł koty. Wręczyła mu wypowiedzenie, gdy tylko - kilka miesięcy po spaleniu kabiny na Batorym - wrócił z ośrodka dla chorych na gruźlicę (zmagał się z tą chorobą przez wiele lat).
"Wyczuła, że jestem w ostrej fazie choroby alkoholowej i myślę, że to wykorzystała" - twierdził prezenter.
Po odejściu z redakcji "Teleranka" Tadeusz Broś został redaktorem naczelnym "Roweru Błażeja", ale i na tym stanowisku nie zagrzał zbyt długo miejsca. Alkohol zrujnował mu karierę i życie.
Wieść o tym, że Tadeusz Broś stoczył się na dno, lotem błyskawicy obiegła stołeczne "salony". Ostatecznie rozstał się z marzeniami o pracy w telewizji w 2005 roku. Nikt nie chciał dać mu drugiej szansy...
Żeby przeżyć i mieć na spłatę zaciągniętych w czasach prosperity długów, Tadeusz Broś podjął pracę w charakterze telemarketera, później stróża nocnego na parkingu, w końcu taksówkarza.
Niestety, pieniądze, które dostawał, nie starczały mu nawet na zapłatę czynszu. W 2008 roku jako pierwszy Polak ogłosił upadłość konsumencką. Został z niczym. Dopiero niedawno wyszło na jaw, że Tadeusz Broś na dwa lata przed śmiercią został bezdomnym, który przez pewien czas mieszkał na ulicy i nie był w stanie zadbać o siebie.
Kiedy już wiedział, że nie podźwignie się z upadku, zwrócił się z prośbą o pomoc do mieszkającego w Londynie syna, a ten nieoczekiwanie zgodził się łożyć przez pewien czas na jego utrzymanie.
"Przeszedł przy mnie piekło na ziemi, a dziś utrzymuje mnie przy życiu... Przysyła mi sto funtów miesięcznie. Potrafię za to wyżyć dwa tygodnie" - wyznał Tadeusz Broś w rozmowie z "Newsweekiem".
Nikt nie wiedział, że prezenter nazywany "Wujkiem Telerankiem" miał też córkę z pierwszego małżeństwa. Ona jednak nie chciała go znać, bo - do czego przyznał się w ostatnim wywiadzie - bardzo skrzywdził ją oraz jej mamę i nie wiedział, jak to odkręcić.
Utrata pracy, gruźlica, alkoholizm, bankructwo i brak jakichkolwiek perspektyw na przyszłość sprawiły, że Tadeusz Broś pogrążył się w depresji. Odwrócili się od niego wszyscy znajomi. Został sam. Kilka miesięcy przed śmiercią Tadeusz Broś wyznał w szczerej rozmowie z Szymonem Hołownią, że jedyne, czego chce, to odejść z tego świata z godnością.
"Nawet jeśli całe życie spędziło się w błocie, mamy jeszcze śmierć. Ją można przeżyć godnie. Ja już jestem po tej stronie, z której Pan Bóg ludzi zabiera" - powiedział na antenie Religia.tv. Tadeusz Broś zmarł dzień przed swymi 62. urodzinami. Odszedł w samotności.
***
Zobacz więcej materiałów wideo: