Tadeusz Drozda: Nieznane fakty z życia satyryka
Już jako nastolatek do życia podchodził z olbrzymim dystansem. Umiał śmiać się ze wszystkiego, nie wyłączając samego siebie. Niewiele się od tamtego czasu zmieniło, choć Tadeusz Drozda kończy 70 lat. Nietuzinkowym poczuciem humoru ponad pół wieku temu podbił serce przyszłej żony Ewy.
W rodzinnym Brzegu, niedaleko Wrocławia, chodzili do jednej klasy w liceum i przypadli sobie do gustu. Ale nim stanęli na ślubnym kobiercu, musiały minąć lata.
- Byliśmy bardzo dobrymi uczniami, uprawialiśmy sporty, chodziliśmy na SKS i na język niemiecki. Choć czasem umawialiśmy się do kina albo na potańcówki i podobaliśmy się sobie, w tamtym okresie nie byliśmy jeszcze parą, raczej przyjaciółmi - opowiadała o początkach ich życiowej znajomości pani Ewa.
Nim młodzieńcza fascynacja przerodziła się w dojrzałą miłość, rozjechali się na studia do Wrocławia. Ona wybrała uniwersytet, on politechnikę. Stracili ze sobą kontakt. 19-letni Tadeusz zdobywał pierwsze szlify kabareciarza w kultowym już wówczas teatrze Kalambur. Ewa pojawiła się na jednym z występów.
- Poszłam za kulisy pogratulować mu sukcesu - wspominała pani Ewa. - Tym sposobem odnowiliśmy znajomość. Imponował mi tym, co robi i przez to stawał mi się coraz bliższy...
Magia sceny w tamtych czasach była olbrzymia. Z "Kalambura" Tadeusz Drozda trafił do wrocławskiego kabaretu "Elita". Pierwszym wielkim sukcesem grupy był występ w Opolu w 1971 roku. Zdobyli na nim nagrodę Radiokomitetu. Wszystkie koleżanki Ewy od tamtej pory zazdrościły jej Tadeusza. - Z całą pewnością mogę powiedzieć, że to ja go zdobyłam - śmiała się po latach.
W 1975 roku zamieszkali w Warszawie. Tadeusz kupił przedwojenny domek w Radości, wymagający poważnego remontu. Rozpoczęły się małżeńskie boje o zakres tego remontu. Satyryk był zwolennikiem jak najmniejszych rujnacji i zmian, jego żona wręcz przeciwnie. Stawiał opór, ale do czasu.
Czytaj dalej na następnej stronie
Gdy musiał wyjechać na występy za ocean, Ewa wykorzystała jego nieobecność. Pojawił się taras, zimowy ogród. Po powrocie Tadeusz długo nie mógł poznać domu. Z czasem stał się on też siedzibą firmy. Tu nagrywano popularne, autorskie programy satyryka.
Za ich realizację odpowiadała jego żona, a on rozkochał widzów, prowadząc przez 15 lat "Śmiechu warte". W latach 90. był jednym z najpopularniejszych polskich komików! Ale do mnożenia majątku głowy nie miał.
- Miałem hotel na Florydzie, który niemalże zbankrutował. Udało mi się go sprzedać, ale z dużą stratą. Myślałem, że będę jeździł tam grać w golfa. I jeździłem, ale okazało się, że na golfie znam się lepiej, niż na prowadzeniu hotelu - przyznawał.
Najtrudniejsze jednak były chwile, kiedy dom w Radości opuszczały kolejne córki. Najstarsza Małgorzata została dziennikarką, urodziła dwie córki. Młodsza Joanna jest aktorką teatralną i telewizyjną. W kolejnych seriach sagi "Nad rozlewiskiem" gra Elwirę. Wyszła za mąż za aktora, Piotra Polaka i uszczęśliwiła tatę wnukiem.
Kiedy państwo Drozdowie zostali sami, dom w Radości ponownie stał się kością niezgody. - Żona chce go sprzedać, bo kiedy jesteśmy we dwójkę, utrzymywanie go nie ma sensu - tłumaczył pan Tadeusz. On sam jednak nie był przekonany do tej decyzji.
Jednak lata mijają, a oni wciąż siadają w tych samych wygodnych fotelach w ogrodzie zimowym i czytają ulubione książki. - Można się rozwieść z obcą kobietą, ale z koleżanką z klasy nie wypada! - śmiał się satyryk, a na poważnie dodawał: - Udany związek to chyba nic innego jak dobrze skomponowana mieszanka uczuć i zdrowego rozsądku. Kiedy ludzie się kochają, ze wszystkim sobie poradzą.
Do dziś naczelny satyryk kraju występuje i w kraju, i za granicą: z 3-godzinnym show Drozda Ever Green.