Tadeusz Kwinta był ulubieńcem polskich pierwszoklasistów. Co teraz robi aktor?
Tadeusz Kwinta - legenda krakowskiej Piwnicy pod Baranami - był pół wieku temu jedną z największych gwiazd telewizji. Dzieci kochały go za role, w jakie wcielał się w autorskim programie "Po prostu muzyka", a dorośli uwielbiali za występy w "Kabareciku" Olgi Lipińskiej. Aktor najlepiej jednak czuł się na scenie. Dziś ma 84 lata i wciąż gra...
Tadeusz Kwinta od dawna jest już na emeryturze, ale to nie znaczy, że przestał pracować.
"Na emeryturze jestem bardziej aktywny niż przed. Bo wcześniej wiązał mnie repertuar i regulamin teatru, a teraz jestem panem swojego kalendarza" - powiedział niedawno w wywiadzie dla "Angory".
Aktor jest jedynym artystą, który pamięta wszystkich, którzy występowali w Piwnicy pod Baranami. Ze słynnym krakowskim kabaretem związany jest od samego początku aż do dziś! Był świadkiem debiutu Piotra Skrzyneckiego w roli konferansjera, słyszał awanturę, jaką Barbara Nawratowicz zrobiła Wiesławowi Dymnemu za to, że napisane dla niej "Czarne anioły" oddał Ewie Demarczyk, występował u boku Anny Szałapak, Haliny Wyrodek i Marka Grechuty.
Piwnicę pod Baranami Tadeusz Kwinta nazywa swoim prywatnym poligonem teatralnym.
"To, czego z rzemiosła aktorskiego uczyłem się na studiach, na bieżąco wykorzystywałem natychmiast, przetwarzając na potrzeby kabaretu" - wspomina.
Tadeusz Kwinta całe życie związany jest z Krakowem. Rodzinne miasto zdradził tylko dwa razy: raz - gdy na początku lat 70. Olga Lipińska (w jej telewizyjnym "Kabareciku" grał Myszowatego) ściągnęła go do Warszawy do Teatru Komedia, którym kierowała, a drugi - gdy w 1990 roku rzucił pracę dyrektora artystycznego Bagateli i pojechał do Francji do pracy przy budowie domów.
W okresie, kiedy grał w stołecznej Komedii, dostał nieoczekiwaną ofertę pracy w redakcji szkolnej Telewizji Polskiej. Zaproponowano mu, by poprowadził telewizyjne lekcje muzyki dla najmłodszych widzów. Wymyślił wtedy program "Po prostu muzyka", ale zanim przystąpił do jego realizacji, postawił włodarzom z Woronicza jeden warunek.
"Powiedziałem, że podejmę wyzwanie, tylko jeśli program będzie nagrywany w Krakowie" - opowiadał autorowi bloga "Nostalgia".
"Po prostu muzyka" i późniejsze "Mała muzyka" oraz "Muzyka dla klasy pierwszej" stały się wielkimi hitami i przyciągały przed telewizory miliony dzieciaków. Tadeusz Kwinta stał się ulubieńcem polskich pierwszoklasistów, który - gdy nieco podrośli - z wypiekami na twarzach oglądali jego "Przybyszów z Matplanety" i "Srebrnego Światowida". W 1983 roku aktor został uhonorowany "Złotym Ekranem".
Występy w edukacyjnych programach telewizyjnych i serialach (wcielił się m.in. w Dziwnego w "Rodzinie Leśniewskich" i Płoniewicza w "Syzyfowych pracach") przyniosły Tadeuszowi Kwincie ogromną popularność. Jemu jednak wcale na niej nie zależało!
"Teatr był i jest najważniejszy" - zadeklarował w rozmowie z "Dziennikiem Polskim".
Tadeusz Kwinta miał zaledwie 12 lat, gdy zadebiutował na scenie krakowskiego Teatru Młodego Widza (dzisiejsza Bagatela) w przedstawieniu "Samotny biały żagiel". Do zagrania głównej roli w tym spektaklu przygotowywał się wtedy starszy od niego o pięć lat Roman Polański...
"Podczas jednej z prób Romek wyszedł za potrzebą i ja go zastąpiłem. Reżyserka uznała, że jestem lepszy. I tak wygryzłem z roli Polańskiego. A za pierwsze honorarium kupiłem sobie mandolinę i rower" - opowiadał, wspominając na łamach "Angory" początki swojej przygody z aktorstwem.
W Teatrze Młodego Widza Tadeusz występował aż do rozpoczęcia studiów. Wiele lat później wrócił do Bagateli, a nawet został dyrektorem artystycznym słynnej krakowskiej sceny. Niestety, w 1990 roku - w wyniku intryg i niegodziwości, jakie spotkały go ze strony władz Krakowa - odszedł z dnia na dzień w połowie sezonu i nigdy już nie wrócił.
Tak naprawdę Tadeusz Kwinta przez całe zawodowe życie wierny był tylko jednemu miejscu - Piwnicy pod Baranami, do której trafił w 1956 roku i w której występuje do dziś.
To właśnie na scenie Piwnicy wypatrzyła go w 1960 roku i zaprosiła do współpracy dyrektorka Teatru Ludowego Krystyna Skuszanka. Tadeusz w ciągu kolejnego ćwierć wieku wracał do Nowej Huty aż trzy razy. Tam zadebiutował też jako reżyser i dramaturg - w 1974 roku wyreżyserował pierwszą napisaną przez siebie sztukę "Krawcy szczęścia".
Tadeusz Kwinta związany był również ze Starym Teatrem, krakowskimi Rozmaitościami i Teatrem im. Słowackiego.
Prywatnie Tadeusz Kwinta od 55 lat jest mężem Teresy (mają córkę Dorotę, doczekali się dwójki wnucząt). Gdy się poznali, od razu oznajmił jej, że - wiążąc się z nim - musi pamiętać, iż jego największą miłością jest teatr.
"Lojalnie ją uprzedziłem: najpierw teatr, potem życie rodzinne. Szczęśliwie nie zraziła się i... do dziś jesteśmy razem" - wyznał "Dziennikowi Polskiemu".
Odkąd 20 lat temu Tadeusz Kwinta przeszedł na emeryturę, nie żyje już w takim tempie, jak kiedyś. Patrząc na niego, trudno uwierzyć, że już jakiś czas temu stuknęła mu osiemdziesiątka!
"Sam nie do końca wierzę w swoją metrykę, może to nie moja?" - żartuje, a pytany, jak udaje mu się oszukać czas, twierdzi, że po prostu odstawił mięso i... lekarstwa.
Już jako emeryt Tadeusz Kwinta zagrał w kilkunastu serialach. Ostatnio mieliśmy okazję oglądać go na małym ekranie jako opata w "Koronie królów" oraz w dwóch spektaklach Teatru Telewizji.
"Grywam epizody w serialach, wciąż występuję na scenie. Nie wiem, co znaczy nuda. Nawet prywatnie" - wyznał Tomaszowi Gawińskiemu z "Angory".
Większość czasu Tadeusz Kwinta spędza teraz z żoną w ich domku w Nowosądeckiem, który przed laty sam wyremontował.
"Wreszcie mamy czas na wspólne wypady w Polskę, na pogranie w karty, na spotkania z wnukami" - powiedział "Dziennikowi Polskiemu".
Zobacz też:
Ewa Demarczyk: Nie znosiła mówić o sobie. To dlatego nie zrobiła światowej kariery?
Robert Stockinger poinformował o problemach zdrowotnych. Wyjawił, co lekarze u niego wykryli
Polska aktorka ukrywała przed światem kim jest! Prawdę wyznała tuż przed śmiercią...