Tadeusz Ross: Był o krok od śmierci
Uczucie do polskiej Brigitte Bardot omal nie zakończyło się dla niego tragicznie. Odrzucony cierpiał, wiedząc, że swoimi wdziękami obdarowuje innego.
Przyjaciele mówią o nim, że w dwóch kwestiach nie miał sobie równych. Był mistrzem dowcipu i... uwodzenia. Nikt tak jak on nie potrafił rozkochać w sobie kobiety. Sprawa komplikowała się wtedy, gdy uczucie, które miało trwać po kres dni, nagle gasło. Wówczas Tadeusz Ross (78 l.) był zdolny do wszystkiego. Pewnego razu niewiele brakowało, by stracił życie...
Pod koniec lat 50., już jako absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, Tadeusz trafił do warszawskiego Teatru Komedia. Pracowali tam wybitni aktorzy, m.in. Wieńczysław Gliński, Zygmunt Kęstowicz, Irena Górska, których chętnie podpatrywał, budując swój aktorski warsztat. Kilka lat później zespół zasiliła Irena Karel. Młoda, atrakcyjna blondynka natychmiast wpadła w oko Tadeuszowi.
- Często mówiono o mnie, że skaczę z kwiatka na kwiatek. Bawidamek. Czaruś. Erotoman. Nigdy jednak nie byłem lekkoduchem. Według niektórych byłem frajerem. W dodatku frajerem przekonanym, że postępuje słusznie - przyznał w autobiografii "Życie mnie przerosło". Pracowali razem i kochali się. Irena w tamtym czasie była boginią, seksowną gwiazdę nazywano w środowisku polską Brigitte Bardot. Nieustannie podrywali ją spragnieni jej wdzięków adoratorzy.
Większość jej związków przytaczanych jest dziś na zasadzie domniemań. Nie ulega jednak wątpliwości, że wdała się w romans z Andrzejem Łapickim. To dla niego odeszła od Rossa, a ten nie mógł sobie poradzić z piętnem odrzuconego. Cierpiał, a czas wcale nie leczył jego ran. Czuł się tak nieszczęśliwy, że nie widząc dla siebie ratunku, postanowił umrzeć. Połknął garść tabletek. Na szczęście dla niego próba samobójcza okazała się nieskuteczna. Odratowany Tadeusz rozpaczał jeszcze długo.
Pocieszenia szukał w męskim towarzystwie. - Przyszedłem do mieszkania Dudka (Edwarda Dziewońskiego - przyp. red.) załamany. On też dobrze ją znał. Usiadłem w fotelu bez słowa - zwierza się w książce. Ponieważ spotkanie nie przyniosło ukojenia, udał się do Franciszka Starowieyskiego. Ceniony artysta malarz i grafik polecił mu zastosowanie zasady "klin klinem". Ross posłuchał rady i rzucił się w wir przygód.
- Zawsze miałem bzika na punkcie kobiet. Na punkcie miłości. Myślę jednak, że to był pozytywny bzik. Jak kocham to żarliwie, zawsze musi być ukrop. A że ukrop parzy, więc się sparzyłem. Ale niczego nie żałuję - podsumowuje Ross.
Pocieszeniem dla zranionego Tadeusza mógł być fakt, że związek Ireny z Łapickim też nie okazał się trwały. Mężem aktorki został wybitny operator Zygmunt Samosiuk. Ich drogi splotły się w 1970 r. Uczucie kompletnie ich zaskoczyło. Było tak silne, że Zygmunt rozstał się dla artystki ze swoją żoną. Szczęście Ireny nie trwało jednak długo. Zniszczyła je choroba alkoholowa męża. Ukochany zmarł nagle w 1983 r., gdy ona występowała dla Polonii w USA. Od tego czasu żyje samotnie.
Tadeuszowi udało się znaleźć bezpieczną przystań dopiero u boku piątej żony, młodszej o 30 lat Soni.