Tadla była ciężko chora. Otarła się o śmierć!
Beata Tadla kolejny raz postanowiła opowiedzieć o swoim ciężkim życiu. Jej początki w Warszawie nie były łatwe, do tego ciężko zachorowała...
Dziennikarka jakiś czas temu opowiedziała o strasznych warunkach, w jakich przyszło jej spędzić dzieciństwo. Użalała się, że nie "miała w domu łazienki ani kaloryferów".
Jej początki po przeprowadzce z Legnicy do Warszawy też nie należały do najłatwiejszych. Dziennikarka wspomina, że przyjechała do stolicy z niewielkim ekwipunkiem, zupełnie bez pieniędzy.
"Wysiadłam z pociągu z wielką, pasiastą torbą, dokładnie taką, jakie czasem mają uliczni sprzedawcy. W niej śpiwór, patchwork uszyty przez mamę, budzik elektroniczny i metalowy kubeczek. (...) Przez kilka tygodni spałam na podłodze w śpiworze" - zdradza w rozmowie z "Galą".
Beata szybko znalazła dorywczą pracę, ale pensja wystarczała zaledwie na opłacenie mieszkania. Na jedzenie i inne przyjemności już nie wystarczało. Na szczęście mogła w tych ciężkich chwilach liczyć na pomoc bliskich.
"Cała rodzina z Legnicy składała się i wysyłała pieniądze, żebym przeżyła pierwsze miesiące. To był trudny okres, ale ja nie przestałam gonić marzeń" - dodaje.
Potem udało jej się znaleźć lepiej płatną pracę, a na koniec załapać to TVN24, gdzie już zaczęła zarabiać niezłe kokosy.
Niestety, gdy tylko zaczęło jej się układać finansowo, dopadły ją problemy zdrowotne. Tadla niechętnie chce o tym mówić, ale wygląda na to, że było to bardzo poważne, bo prawie otarła się o śmierć.
"Powiem tylko tyle, że było naprawdę źle. Do szpitala przyszedł ksiądz z ostatnim namaszczeniem. Sytuacja była trudna, lekarze rozważali nawet transport lotniczy do Belgii. Potem kilka tygodni izolatki, długie miesiące rekonwalescencji" - wyznaje.
Teraz na szczęście jest już wszystko w porządku. Znalazła miłość swojego życia i chyba naprawdę jest szczęśliwa. Oby tylko pan pogodynek nie porzucił jej, jak to ma w swojej naturze.
Tadla i tak dość już przeszła w życiu.