Tajemnice Tony'ego Halika wychodzą na jaw
Dopiero 20 lat po śmierci Tony'ego Halika (†77) dowiadujemy się, jak tak naprawdę wyglądało jego życie. Pomysłowość i odwaga podróżnika robią wrażenie...
Podróżowanie było dla niego tak ważne, że nie wyobrażał sobie, by jakaś siła zatrzymała go w domu. Żeby do tego nie dopuścić, był gotowy na wszystko. Przynajmniej wielu się tak wydawało...
W PRL-u władze niechętnie godziły się na wyjazd swoich obywateli z Polski. Nie brakowało takich, którzy zastanawiali się, jak to możliwe, że ceniony obieżyświat wciąż gdzieś podróżuje. Okazało się, że polski podróżnik był też posiadaczem argentyńskiego paszportu. Ktoś taki jak on musiał stanowić łakomy kąsek dla komunistycznych służb bezpieczeństwa.
Szczegóły tego aspektu życia reportera ujawnił niedawno Mirosław Wlekły, autor biografii "Tu byłem. Tony Halik".
- Podróżnik zgodził się na współpracę, po czym natychmiast rozgadał wszystkim, że SB chciała go zwerbować. Kiedy esbecy uwierzyli, że pozyskali cenne źródło informacji, on im przekazał kilkanaście newsów wyczytanych w meksykańskich gazetach - zdradza Wlekły w jednym z wywiadów.
Służba Bezpieczeństwa nie miała zatem żadnego pożytku z Halika, a on mógł dalej oddawać się swojej największej pasji życia, jaką były podróże. Świat pociągał go od zawsze. W pierwszą wyprawę za ocean mały Mieczysław (tak naprawdę miał na imię) wybrał się w wieku 14 lat. By zrealizować swoje marzenie, przedostał się na tratwę i wraz z flisakami ruszył Wisłą do Gdyni. Zamierzał dostać się na statek do Brazylii.
Niestety, jego plan pokrzyżowała Straż Graniczna, która pod eskortą odwiozła go do rodzinnego domu. Młodzieńcze marzenia przerwała II wojna światowa. W tym czasie Tony przedostał się do Anglii, gdzie walczył w Polskich Siłach Zbrojnych. Ranny trafił pod opiekę pięknej francuskiej sanitariuszki Pierrette Courtin. Oboje zakochali się w sobie. Gdy wojna się skończyła, wzięli ślub i wyjechali do Argentyny, gdzie Tony mógł realizować swoje podróżnicze pasje.
Założył też szkołę pilotów, został osobistym fotografem prezydenta kraju Juana Perona i organizował z ukochaną wyprawy w głąb amazońskiej puszczy. Jego eskapady stały się na tyle znane, że zaproponowano mu pracę reportera w amerykańskiej stacji NBC.
Prywatnie też dobrze mu się wiodło. Rozpierała go duma, gdy narodził się jego syn Ozana (imię dostał na cześć Indianina, który uratował Halikowi życie). Jednak narodziny dziecka sprawiły, że małżonkowie zaczęli się od siebie oddalać.
Pierrette miała już dosyć przemierzania szlaków z plecakiem. Pragnęła stabilizacji. Tony nie zamierzał zrezygnować ze swojej pasji. Właśnie wtedy do ich drzwi zapukała młoda dziennikarka Elżbieta Dzikowska, która zapytała, czy zgodzi się udzielić jej wywiadu. Wkrótce podróżnik odszedł od żony i związał się z Elżbietą. Kobieta postawiła mu jednak warunek - Tony musi z nią wrócić do Polski. Tak też się stało.
Choć nie zdecydowali się na ślub, pracowali wspólnie dla TVP, realizując filmy przyrodnicze. Mimo ogromnej ciekawości obcych kultur, wierzeń i religii, Halik pozostał wierny tradycji, w której dorastał. Na łożu śmierci przyjął ostatnie sakramenty i przystąpił do spowiedzi. Zmarł w maju 1998 r. i został pochowany na warszawskim Cmentarzu Bródnowskim. Jego grób zdobi rzeźba przedstawiająca krzyż z zawieszonym na nim plecakiem.
***
Zobacz więcej materiałów: