Tata Łukasza Płoszajskiego zmarł na COVID-19. Aktor zarzuca lekarzom złą diagnozę
Łukasz Płoszajski (43 l.) wciąż nie może dojść do siebie po odejściu swojego ojca. Aktor udzielił wywiadu, w którym opowiedział o szczegółowych okolicznościach śmierci taty. Jego zdaniem medycy postawili błędną diagnozę, co spowodowało, że na ratunek było już za późno.
Minął już ponad rok od śmierci taty Łukasza Płoszajskiego na COVID-19, ale aktor nadal nie może uporać się z dojmującym poczuciem straty. 3 grudnia 2020 roku aktor serialu "Pierwsza miłość" przekazał, że jego tata nie żyje. Mówi się, że czas leczy rany. W przypadku Łukasza Płoszajskiego niestety to powiedzenie nie ma zastosowania. W szczerej rozmowie z dziennikarzem telewizji Polsat News aktor wyjaśnił, jak przebiegała choroba jego ojca. Przy okazji zdementował plotki o tym, jakoby sam był zarażony koronawirusem.
Dziennikarz dopytywał o okoliczności, w jakich doszło do śmierci ojca aktora. Okazuje się, że mężczyzna został zarażony w miejscu, które teoretycznie powinno być dla niego najbezpieczniejsze.
Łukasz Płoszajski zapewniał, że jego ojciec był w pełni zdrowym człowiekiem. Nic nie zapowiadało jego śmierci. Zdaniem aktora mężczyzna mógł nadal żyć, gdyby lekarze dokonali trafnego rozpoznania choroby.
Łukasz Płoszajski wykorzystał okazję, aby podzielić się swoimi poglądami odnośnie szczepień przeciwko koronawirusowi. Aktor uważa, że w tej kwestii nie można mówić o jakiejkolwiek wolności. W mocnych słowach wyraził swoje poglądy dotyczące przymusu szczepień.
Zobacz też:
Maryla Rodowicz wdała się w bójkę. Konkurentka próbowała kopiować jej styl
Krystyna Pawłowicz na basenie. Marianna Schreiber nie wytrzymała
Marcelina Zawadzka odpoczywa na Dominikanie. Wycieczka to prezent od ukochanego!
Inflacja w Polsce. Komisja Europejska prognozuje spadek poniżej 4 proc. do 2023 r.