Tego wyznania nikt nie oczekiwał po Ewie Krawczyk. Ogłosiła wielkie zmiany w odziedziczonym domu
Ewa Krawczyk (64 l.) przez wiele miesięcy nie mogła pogodzić się ze śmiercią ukochanego męża. Tym bardziej, że nastąpiła w chwili, gdy wszystko wydawało się zmierzać w dobrym kierunku… Jak właśnie wyznała wdowa, dopiero niedawno udało jej się oswoić ból na tyle, by móc rozpocząć remont domu po Krawczyku.
Śmierć Krzysztofa Krawczyka 5 kwietnia 2021 roku była ciosem tym większym, że zaledwie kilka dni wcześniej wydawało się, że stan zdrowia artysty poprawia się. Wierzył w to również on sam.
"Kochani! Jestem w domu! Do mojej sypialni wpadają dwa promyki słońca: wiosenny przez okno i Ewunia przez drzwi. Zdrowia wszystkim życzę, nie dajmy się"
W ciągu kolejnych godzin stan Krawczyka uległ pogorszeniu. Trafił do szpitala, jednak mimo wysiłków lekarzy, nie udało się go uratować.
Krzysztof Krawczyk zmarł w wieku 74 lat. Na ceremonię pogrzebową żona artysty, Ewa Krawczyk przyjechała w strasznym stanie. Tonąc we łzach, nie chciała puścić trumny z ciałem ukochanego męża. Jak wyznała z perspektywy czasu w rozmowie z „Faktem”, niewiele pamięta z tamtego smutnego okresu:
„Strata ukochanej osoby, pochowanie jej, to straszny ból i trauma, nic gorszego już nie może mnie spotkać. Przez ponad półtora roku byłam sama, ale przyznam uczciwie, ludzie mnie męczyli, nie byłam w stanie rozmawiać. Potrzebowałam ciszy i nie chciałam nikogo widzieć, byłam momentami paskudna”.
Ewie Krawczyk zdarzało się wtedy podejmować trud uczestniczenia w niektórych wydarzeniach, upamiętniających jej męża. Jak można się domyślać, czuła, że jest to wina fanom Krzysztofa Krawczyka,
Wspierana przez nieodłącznego Andrzeja Kosmalę przyszła na odsłonięcie muralu upamiętniającego zmarłego artystę, gościła na gali rozdania Fryderyków, gdzie odebrała złotą statuetkę, przyznaną Krawczykowi za całokształt twórczości i przyjechała do Opola na 58,. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej.
Jednak, jak wyznała w „Fakcie”, wciąż towarzyszyło jej poczucie, że jej życie wraz ze śmiercią ukochanego męża, legło w gruzach. Nowe mozolnie budowała od podstaw:
„Musiałam się życia uczyć od nowa. My wciąż byliśmy w pracy, nagrania, trasy, koncerty. Wszystkim rzeczami, rachunkami, płatnościami, samochodami zajmowali się inni. My nie mieliśmy na to czasu. Teraz to spadło na mnie, łącznie z przeglądami auta, o czym nie mam pojęcia. Naprawdę uczę się żyć od nowa. Na szczęście jestem kierowcą i znów zaczęłam jeździć, więc wszystko mogę sama pozałatwiać. Poradziłam sobie, jestem dzielną dziewczynką”.
Jak ujawnia Ewa Krawczyk, największą radość w tych ciężkich chwilach sprawia jej kontakt z osobami, które kochały jej męża. Poznała je podczas codziennych wizyt na cmentarzu:
„Myślę, że Krzysztof tak to zaplanował, bym nie była tu sama. Poznaliśmy się przy jego grobie. Jedna to fanka Krzysztofa. Mam teraz dużo życzliwych ludzi obok, którzy mi zawsze pomogą. Teraz też czasami bywa ciężko. Tęsknię, serce krwawi, ale już chce mi się rozmawiać, więcej się uśmiecham. Wyciszyłam się, uspokoiłam, zwolniłam tempo. Żyję bez nerwów, w spokoju”.
Ostatnie miesiące upłynęły Ewie Krawczyk na generalnym remoncie odziedziczonego domu. Jak dumnie podkreśla, cytując Asnyka, osobiście zaprojektowała nowe wnętrza:
„Trzeba z żywymi naprzód iść, nie ma wyjścia. Ale imprezy, zabawa mnie nie ciągną. Miałabym wyrzuty wobec Krzysia, więc żyję sobie spokojnie w naszej oazie. My byliśmy nierozłączni przez tyle lat. Teraz najgorsze są wieczory, gdy kładę się do łóżka. Śpię po stronie Krzysia, a towarzyszy mi nasz piesek. Loleńka kochana. Ale rano budzę się już z uśmiechem”.
Zobacz też:
Wdowa po Krawczyku w końcu wyjawiła prawdę. Długo z tym zwlekała
Tak wygląda grób Krawczyka kilka dni przed rocznicą śmierci. Oczy ludzi skupione na jednym szczególe
Wdowa po Krawczyku ujawnia: "On walczył o życie, bo bardzo chciał żyć"