Teresa Budzisz-Krzyżanowska 30 lat temu miała wypadek, z którego skutkami zmaga się do dziś
W tym roku minęły już trzy dekady od dnia, gdy Teresa Budzisz-Krzyżanowska miała wypadek, po którym przez długie miesiące nie była w stanie zrobić nawet kroku i którego skutki wciąż bardzo utrudniają jej normalne funkcjonowanie. Aktorka dopiero niedawno wyznała, że w szpitalu w Oleśnie, dokąd przewieziono ją po tym, jak roztrzaskała swój samochód, jadąc na festiwal teatralny do Opola, "składał ją do kupy" młodziutki, niedoświadczony lekarz. "Od razu powiedział mi, że operacja musi być powtórzona i poradził, żebym poszukała dobrego fachowca" - wspomina.
Teresa Budzisz-Krzyżanowska od lat ma ogromny problem z poruszaniem się, a nogi coraz częściej odmawiają jej posłuszeństwa. Po wypadku samochodowym, któremu uległa w 1993 roku, nigdy nie odzyskała pełnej sprawności.
"Ten wypadek ciągnie się za mną do dziś. Chodzę jak pokraka, ale chodzę. Cóż, widocznie tak musiało być" - powiedziała w wywiadzie.
Aktorka nie kryje, że była jedną nogą na tamtym świecie, a gdy ocknęła się w szpitalu, myślała tylko o jednym - czy kiedykolwiek wróci na scenę, a jeśli tak, to czy będzie w stanie na niej ustać.
Pierwszym, co Teresa Budzisz-Krzyżanowska usłyszała, kiedy odzyskała przytomność po wypadku, była rada młodego chirurga, że musi poszukać sobie jakiegoś dobrego specjalisty, który... poprawi to, co zrobił on, próbując "poskładać ją do kupy". Okazało się, że był jedynym lekarzem w szpitalu w Oleśnie, który odważył się ratować roztrzaskane nogi aktorki.
"Stwierdził, że zrobił tyle, ile umie, a umie jeszcze niewiele. Bezradnie rozkładał ręce..." - wyznała po latach.
Teresa Budzisz-Krzyżanowska przeżyła gehennę, czekając na kolejny zabieg. Była pewna, że jej kariera legła w gruzach i że nigdy nie wstanie z wózka.
Kilka tygodni po wypadku aktorka trafiła do ośrodka w Konstancinie, gdzie pod okiem rehabilitantów na nowo uczyła się chodzić. Minął rok, zanim zdecydowała się wejść na scenę.
"Gdy doszło do wypadku, byłam w trakcie prób "Fantazego" w Ateneum, gdzie Gustaw Holoubek zaproponował mi gościnne występy. Do dziś pamiętam, jak do mojego pokoju w Konstancinie, gdzie się rehabilitowałam, zapukało trzech panów - Holoubek, Warmiński (ówczesny dyrektor Teatru Ateneum - przypis red.) i Szczepkowski (ówczesny prezes ZASP - przypis red.), by mi powiedzieć, że będą czekać na mój powrót" - wspominała na łamach "Dziennika Polskiego".
"Nie mogłam ich zawieść" - dodała.
Choć Teresa Budzisz-Krzyżanowska każdy krok okupywała ogromnym bólem, nigdy się nie poddała. Pamięta, że czuła paraliżujący wręcz strach przed upadnięciem na scenę na oczach widzów.
"Kule odkładałam za kulisami, na scenę wchodziłam jak na walkę byków. Swoje robiły adrenalina i prochy przeciwbólowe" - wspomina.
Aktorka żartuje, że z kulami od dawna jest zaprzyjaźniona, ale bywa, że musi korzystać z wózka.
Od czterech lat Teresa Budzisz-Krzyżanowska nie ma już sił, by grać.
"Nie daję rady... Muszę się z tą sytuacją pogodzić. Trudno" - mówi 81-letnia aktorka.
Żródła:
1. Książka "Aktorki. Spotkania", autor Ł. Maciejewski, 2013.
2. Wywiad z T. Budzisz-Krzyżanowską, autor W. Krupiński, "Dziennik Polski", nr 2/2014.
3. Artykuł "Młodości nabiera się z wiekiem", autor I. Nyc, "Pani", nr 2/2018.
4. Wywiad z T. Budzisz-Krzyżanowską "Być! Być!! Być!!!", autor K. Kubisiowska, "Tygodnik Powszechny", nr 15/2019.
Zobacz też: