Teresa Lipowska: Jak radzi sobie bez ukochanego męża?
Miłość zawsze była dla niej priorytetem. Z tą najważniejszą, ukochanym mężem, musiała się rozstać dziewięć lat temu. Jak dziś radzi sobie z pustką w sercu, która po nim została? W wywiadzie zdradziła również, jakie relacje łączą ją obecnie z Małgorzatą Kożuchowską (44 l.).
Rodzina i tradycja nie są dla Teresy Lipowskiej (78 l.) tylko pustymi słowami. Najmocniej odczuwa to w okresie świąt. Nigdy nie pogodziła się ze stratą męża, aktora Tomasza Zaliwskiego. "Na żywo" zdradziła, czy planowała ułożyć sobie życie u boku innego mężczyzny, co ją łączy z Romanem Kłosowskim, a także na kogo zawsze może liczyć.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. W takich momentach pewnie najbardziej brakuje pani obecności męża?
Teresa Lipowska: - To jest ogromna wyrwa w każdej chwili mojego życia, nie mówiąc już o świętach czy opłatku. Znaliśmy się ponad 50 lat, a przez 44 lata byliśmy ze sobą praktycznie 24 godziny na dobę. Dzisiaj to nie jest już rozpacz, którą przeżywałam dwa czy trzy lata po śmierci Tomka. W tej chwili jest żal i pustka. Za długo byliśmy razem, by wymazać to z pamięci, dokładnie tak jest napisane na nagrobku: " Nikt nam Ciebie nie zastąpi".
Wiele osób po stracie najbliższych próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Czy kiedyś myślała pani o tym?
- Nigdy nie brałam tego pod uwagę. W moim życiu nie ma już miejsca dla mężczyzny, bo mam już swoje lata i wieloletnie przyzwyczajenia. Ze względu na przyjaźń, miłość i szacunek dla męża nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Oczywiście mogę z kimś pójść do teatru czy do kina. Często też odwiedzam Romka Kłosowskiego - mojego i męża wieloletniego przyjaciela. Staram się mu pomagać, on też się o mnie troszczy. Te kontakty są dla mnie bardzo cenne.
Przyjaźni się pani również z Małgosią Kożuchowską?
- Przyjaźń to jest bardzo duże słowo. Mam może 2-3 osoby, które mogłabym nazwać przyjaciółmi, a cała reszta to dobrzy znajomi. Podczas kręcenia "M jak miłość" bardzo się z Małgosią polubiłyśmy. Byłam na jej ślubie, wspierałam ją w czasie ciąży i byłam szczęśliwa, kiedy zadzwoniła z wiadomością, że urodził się jej syn. Odkąd odeszła z serialu, nasza znajomość nieco się rozluźniła. Ostatni raz widziałyśmy się na Telekamerach. Każdy ma swoje sprawy, nie mamy czasu, by się odwiedzać.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Chyba nie dotyczy to pani jedynego syna Marcina?
- Jeżdżę do niego i jego rodziny jak tylko mogę. Nie mamy do siebie daleko, bo mieszkamy w tym samym mieście. Jesteśmy w codziennym kontakcie telefonicznym. Wiemy o sobie wszystko. Zawsze mogę na Marcina liczyć. Gdy trzeba wymienić opony w moim samochodzie, to do niego dzwonię. Mam w synu, tak samo jak miałam w mężu, ogromne oparcie.
Jest do pani podobny?
- Jak miał 3 latka, to był niemal identyczny jak ja. Nadal jest do mnie podobny. Po mężu odziedziczył m.in. takie cechy jak prawość, odpowiedzialność i szacunek dla ludzi.
Jest pani bardzo ciepłą, rodzinną i przywiązaną do tradycji osobą. Jak zamierza Pani spędzić tegoroczne święta?
- Tak jak zawsze - w gronie najbliższych. Kiedyś przez wiele lat urządzałam święta dla całej ogromnej rodziny w naszym domu. Gdy mąż odszedł, święta spędzam u moich dzieci - syna i synowej. I jest dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam - tradycyjnie i uroczyście.
Pamięta pani jakąś niespodziankę, którą dostała Pani od męża pod choinkę?
- Za każdym razem mąż był dla mnie największą niespodzianką. Śni mi się czasem, wiem, że mi pomaga. Pusty talerz na wigilijnym stole co roku mi o nim przypomina...