Toksyczna matka zrujnowała dwa małżeństwa Maklakiewicza. Córka Mamonia z „Rejsu” po latach wyjawiła prawdę...
Zmarły w 1977 roku Zdzisław Maklakiewicz – jeden z najpopularniejszych polskich aktorów lat 60. i 70. ubiegłego stulecia – przez całe życie nie potrafił wyrwać się spod matczynych skrzydeł. Dopiero niedawno jego córka zdecydowała się opowiedzieć całą prawdę o swej toksycznej babci i wpływie, jaki miała na małżeństwo jej rodziców. Wyznała, że Czesława Maklakiewicz zmieniła życie swojej synowej w piekło, a „Maklak” udawał, że tego nie widzi!
Czesława Maklakiewicz miała jeden cel w życiu: żeby jej syn żył w luksusie i żeby nigdy niczego mu nie brakowało... Zdzisław Maklakiewicz był jej oczkiem w głowie. Rozpieszczała go, pozwalała mu na wszystko, próbując uzależnić od siebie, żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy "iść na swoje".
"Do końca był związany z nią pępowiną" - napisała jego córka Marta Maklakiewicz w książce "Maklak. Oczami córki". "Mój ojciec nie miał dość siły, by opuścić dom i toksyczną matkę" - stwierdziła, wspominając babcię jako skąpą, apodyktyczną i zaborczą kobietę, przez którą rozpadło się małżeństwo jej rodziców.
Ojciec Zdzisława Maklakiewicza - Ładysław Maklakiewicz - dyrektor Orbisu cieszący się ogromnym poważaniem i szacunkiem w pracy, w domu był nikim. Żona całkowicie go sobie podporządkowała. To ona decydowała, kiedy jest głodny, o której godzinie powinien położyć się spać, a o której wstać. Godził się na wszystko, byle tylko Czesława nie zawracała mu głowy i nie odrywała od gazety, za którą chował się przed nią po przyjściu z pracy.
Ładysław doskonale wiedział, że dla jego żony liczy się tylko szczęście ich jedynego syna. Czesława Maklakiewicz została mamą, mając niespełna 23 lata. Zdzisław dorastał pod jej czujnym okiem i niczego mu nie brakowało. Rwała sobie włosy z głowy z rozpaczy, gdy po wybuchu wojny wstąpił do Armii Krajowej. Wtedy po raz pierwszy od niej uciekł. Kiedy wybuchło powstanie warszawskie, "Hanzen" - bo takim pseudonimem posługiwał się siedemnastoletni Zdzisław Maklakiewicz - bez wahania chwycił za broń...
Walczył w Śródmieściu jako starszy strzelec w kompanii motorowej Iskra batalionu "Kiliński". Po kapitulacji Warszawy zniknął bez śladu. Tylko matka wierzyła, że przeżył powstanie. Szukała go przez kilka miesięcy, aż w końcu znalazła w niemieckim obozie jenieckim w Reinsbach. Niestety, nie udało się jej wyciągnąć syna z niewoli. Zdzisław wrócił do domu dopiero we wrześniu 1945 roku.
Niespełna dwa lata później znów uciekł od matki. Tym razem do Krakowa, by tam - wbrew woli pani Czesławy - studiować aktorstwo. Z dala od domu wytrzymał zaledwie rok. Matka przekonała go do powrotu i kontynuowania studiów w warszawskiej szkole teatralnej. Tymczasem naukę na wydziale malarstwa Akademii Sztuk Pięknych rozpoczęła świeżo upieczona maturzystka z Gdańska, osiemnastoletnia Renata Firek...
Studentki ASP uchodziły wtedy za najpiękniejsze dziewczyny w stolicy. Chłopcy ze szkoły teatralnej często zaglądali na Krakowskie Przedmieście, by podrywać i adorować przyszłe malarki. Pewnego dnia Zdzisław Maklakiewicz zobaczył Renatę, spojrzał jej w oczy i... zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Ponieważ szybko odwzajemniła jego uczucie, postanowili wziąć ślub i zamieszkać razem. Zdzisławowi pozostało tylko jedno - przedstawić ukochaną matce.
Czesława Maklakiewicz kategorycznie sprzeciwiła się ożenkowi syna. Była pewna, że Renacie zależy jedynie na meldunku w Warszawie. Młodzi, zakochani w sobie narzeczeni postawili jednak na swoim i wymielili się obrączkami podczas skromnej ceremonii w Pałacu Ślubów. Czesława nie zjawiła się na ślubie swojego jedynego syna!
Matka w końcu pogodziła się, że w życiu jej Zdzisia jest inna kobieta. Żeby jednak zatrzymać go przy sobie, zaproponowała nowożeńcom, by zamieszkali z nią i jej mężem. Rok później na świat przyszła Marta. Zdzisław Maklakiewicz lubił już wtedy zaglądać do kieliszka i zdarzało mu się znikać na całe noce: "Lata spędzone w mieszkaniu na Kopernika 11 były dla mamy czasem ciężkiej próby. Babcia Czesia nie znosiła synowej. Przede wszystkim za to, że zabrała jej ukochanego jedynaka" - wspominała pół wieku później córka aktora na kartach swej książki.
Czesława Maklakiewicz uważała, że jej synowa ma dwie lewe ręce i często jej to powtarzała. O ile Renata miała wrażenie, że żyje w piekle, o tyle Zdzisław czuł się pod opieką matki jak w raju. Marta Maklakiewicz po latach stwierdziła, że małżeństwo jej rodziców być może nie rozpadłoby się, gdyby los dał im szansę spróbowania życia tylko ze sobą - we własnym domu, bez toksycznej matki-teściowej.
Kiedy Czesława podczas jednej z wielu awantur oskarżyła synową, że to przez nią jej syn się rozpił, Renata nie wytrzymała. Zażądała rozwodu, a gdy go dostała, na zawsze zniknęła z życia teściowej. O Zdzisławie Maklakiewiczu do końca życia mówiła, że jest jej największą miłością. Nigdy nikomu nie powiedziała o nim złego słowa. Kilka lat po rozwodzie znów wyszła z mąż, ale jej małżeństwo z kompozytorem i artystą estradowym Ireneuszem Prożalskim też zakończyło się fiaskiem.
Miłość Renaty do pierwszego męża była tak wielka, że po rozstaniu z Prożalskim wróciła do nazwiska Maklakiewicz i posługiwała się nim do śmierci. W 1984 roku wyemigrowała do Ameryki i osiedliła się na Florydzie. 20 września 1991 roku zginęła pod kołami samochodu, za kierownicą którego siedział odurzony narkotykami amerykański milioner z Miami.
Marta Maklakiewicz po rozwodzie rodziców mogła odwiedzać babcię Czesię tylko pod nieobecność ojca. "Nawet o mnie była zazdrosna, więc na różne sposoby ograniczała moje kontakty z ojcem" - czytamy w książce "Maklak. Oczami córki". Czesława Maklakiewicz nie zaakceptowała też drugiej żony syna, aktorki Wiesławy Kosmalskiej, która po narodzinach córki Agaty - jak jej poprzedniczka - uciekła od toksycznej teściowej.
W lutym 1975 roku zmarł Ładysław Maklakiewicz. Po śmierci męża Czesława całą swoją energię poświęcała, by wyrwać ukochanego jednaka ze szponów nałogu. Choroba alkoholowa niszczyła zdrowie i psychikę Zdzisława, z czego jego matka doskonale zdawała sobie sprawę. Tolerowała kolegów syna z Janem Himilsbachem na czele, bo wiedziała, że dopóki pije z nimi, nic złego mu się nie stanie.
Zawsze, nawet po suto zakrapianych imprezach w ulubionej Kameralnej czy w Ścieku, jak nazywano klub Stowarzyszenia Filmowców Polskich przy ulicy Trębackiej, znajdował drogę do kamienicy przy Kopernika 11. Pewnej jesiennej nocy 1977 roku aktor wrócił do domu zakrwawiony. Powiedział matce, że wdał się pod hotelem Europejskim w awanturę z milicjantami, że dostał od nich pałką, jakiś czas leżał na ławce nieprzytomny, a teraz bardzo źle się czuje.
Czesława Maklakiewicz natychmiast wezwała pogotowie. Gdy przyjechało, aktor był już nieprzytomny. Przez kilka kolejnych dni siedziała przy łóżku syna w szpitalu na Lindleya, modląc się, aby otworzył oczy. Trzymała go za rękę, gdy 9 października 1977 roku, jego serce przestało bić. Jej świat w jednej chwili legł w gruzach, po prostu przestał istnieć. Zrozumiała, że została sama.
Marta Maklakiewicz wspomina, że gdy dowiedziała się o śmierci ojca, była akurat w Szwecji. Natychmiast przyjechała do Polski, ale bardzo długo nie wiedziała, co tak naprawdę się stało: "Jedyna osoba, która mogła mi powiedzieć coś więcej, czyli babcia, była wtedy kompletnie nieprzytomna. Pogrążona w szoku, w depresji, nie mogła albo nie chciała zrozumieć, co zaszło" - wyznała w książce o swym sławnym ojcu.
Okoliczności tajemniczej śmierci 50-letniego Zdzisława Maklakiewicza nigdy nie zostały do końca wyjaśnione. Z aktu zgonu wynikało, że aktor zmarł wskutek powikłań nieleczonej cukrzycy. To, że zanim zapadł w śpiączkę, został pobity przez milicjantów, których znieważył, próbując pomóc dwóm znajomym prostytutkom w dostaniu się do ekskluzywnego lokalu w hotelu Europejskim, pominięto w komunikacie, jaki milicja wysłała do mediów.
Po pogrzebie, który odbył się na Powązkach 14 października, Czesława Maklakiewicz wróciła do pustego mieszkania. Nie chciała z nikim rozmawiać. Przeżyła syna o cztery lata. Jej ostatnim życzeniem było, aby spocząć obok Zdzisława (leżą w tym samym grobowcu na cmentarzu Powązkowskim). Matka aktora cały swój majątek - oszczędności oraz mieszkanie i wszystko, co się w nim znajdowało - zapisała w testamencie... sąsiadce. Wnuczkom, Marcie i Agacie, nie zostawiła nawet grosza!
Zobacz też:
Jerzy S. nie będzie ścigany za ucieczkę z miejsca wypadku. Wcześniej pił alkohol.