Tomasz Kalita nawrócił się w obliczu choroby! "Poczułem dłoń i usłyszałem głos"
W drodze na operację zmagający się z glejakiem Tomasz Kalita (36 l.) żarliwie się modlił. Wtedy poczuł dotknięcie dłoni na piersi i usłyszał: "Nie martw się".
Choć został ochrzczony, przyjął sakrament komunii i bierzmowania, przez większość życia nie miał bliskich związków z Kościołem. Z wielką polityką zetknął się już jako dwudziestolatek - był doradcą wicemarszałka Sejmu RP, a w latach 2008-2011 rzecznikiem prasowym SLD i Klubu Parlamentarnego SLD, bliskim współpracownikiem Leszka Millera.
- Jak zapytacie mnie, gdzie chciałbym być za dziesięć lat i co robić, to powiem: służyć Polsce - mawiał. Jednak teraz Tomasz Kalita nie wie, co będzie jutro. Pod koniec maja wykryto u niego wielopostaciowego glejaka, złośliwy nowotwór mózgu. Był to moment, kiedy polityka zeszła na daleki plan, a na pierwszym miejscu pojawił się Bóg.
- Stałem się człowiekiem religijnym, zmieniłem swoje myślenie, zupełnie inaczej podchodzę do życia, do świata - wyznaje na łamach tygodnika "Dobry Tydzień". Kiedy trafił do szpitala, konieczna okazała się skomplikowana operacja mózgu. Olbrzymi guz należało jak najszybciej wyciąć. I wtedy polityk poczuł obecność samego Jezusa.
- Zjeżdżałem na pierwszą operację w swoim życiu. To było absolutnie przerażające, pierwszy raz w życiu byłem w szpitalu, a strasznie się ich bałem. No i operacja, potworny lęk. Jedyne, co mogłem zrobić, to się modlić bardzo gorliwie: "Ojcze nasz...". I nagle poczułem rękę. To był dotyk ciepłej dłoni na piersi i głos: "Nie martw się". To było coś niesamowitego, to mnie napełniło jakąś siłą i tak wjechałem na operację - opowiada.
Zabieg się udał, a kolejne dni w szpitalu upływały mu pod znakiem Światowych Dni Młodzieży i kazań papieża Franciszka. - Rano w szpitalu słuchałem Radia Maryja. Mama kupiła mi odbiornik. Zrozumiałem fenomen tego radia i naprawdę je doceniłem. Dzięki Radiu Maryja ludzie mogą kogoś posłuchać, mogą się wspólnie pomodlić, nie są sami, opuszczeni. To wielka rola ewangelizacyjna - uważa były rzecznik SLD.
Od kilku tygodni Tomasz jest w domu pod troskliwą opieką narzeczonej. Ma niedowład lewej części ciała i kłopoty z chodzeniem. Ale jest szczęśliwy, że żyje, i że ma przy sobie ukochaną kobietę. Z dziennikarką Anną Monkos mieszkają razem od siedmiu lat, ale nigdy nie spieszyło im się do ślubu. Choroba wszystko zmieniła.
Jeszcze w szpitalu, zaraz po operacji, dzięki pomocy mamy i siostry Anny, kupił pierścionek zaręczynowy i bukiet róż. Para pobierze się już w październiku. - Teraz dowiedziałem się, czym może być małżeństwo, że to zupełnie inny wymiar, bo czym innym jest partnerstwo, a czym innym małżeństwo! Dowiedziałem się, jak wspaniałe może być stworzenie rodziny - przyznaje.
Anna cały czas powtarza ukochanemu słowa księdza Jana Kaczkowskiego, który również chorował na glejaka i zmarł wiosną tego roku: "Trzeba żyć natychmiast, jest później niż się wydaje".
- Gdy dowiedzieliśmy się o chorobie, wszystko przyspieszyło. Zdaliśmy sobie sprawę, że wcześniej żyliśmy głównie pracą, przesiadywaliśmy w niej po godzinach, odkładaliśmy życie na potem. Wydawało nam się, że na wszystko mamy czas - opowiada Anna.
Ta choroba była wielką próbą dla ich miłości, z której wyszli zwycięsko. - Gdy trafiłem do szpitala, Ania przychodziła do mnie codziennie. Pojawiała się bardzo wcześnie rano. Stała przed moim łóżkiem jak anioł. Sam fakt, że cały czas masz obok siebie bliską osobę, możesz z nią porozmawiać, ogarnie cię, gdy nie jesteś w stanie podnieść się z łóżka... To wszystko jest niezwykłe - podkreśla polityk.
Tomasz czuje, że jego obowiązkiem jest teraz mówić publicznie o swoim nawróceniu. Dumą napawa go to, że jest chrześcijaninem. - Muszę o tym opowiedzieć, bo jeżeli mnie pomógł Chrystus, to dlaczego mam nie mówić o tym innym?! - pyta retorycznie. - Pan Bóg ma plan zbawienia i jest w nim miejsce dla każdego z nas. To jak z przyjacielem, trzeba mu teraz zaufać, on nas poprowadzi, bo wie, jak ci pomóc, zna drogę - przekonuje.
Wie, że jeśli ktokolwiek może go uzdrowić, to tylko Bóg. Wiele osób, w tym polityków z różnych opcji, zapewnia go o swojej modlitwie. Zrobiła to m.in. posłanka PiS Beata Kempa, o której Tomasz wypowiada się bardzo ciepło.
- Potęga modlitwy ma ogromne znaczenie. Modlę się własnymi słowami, bo nie jestem zbyt biegły w formułkach, nie mam książeczki do nabożeństwa. Proszę o miłosierdzie i o wybaczenie, modlę się o dar, o cud - wyznaje. Jednak dzięki religii nie boi się śmierci tak jak kiedyś. Wie już, że nie jest końcem wszystkiego, ale przejściem do lepszego świata. - Przecież cały sens wiary polega na tym, że jest nadzieja na życie wieczne. Jest we mnie wiara, że Jezus umarł na krzyżu, byśmy mieli życie wieczne - kończy.
***
Zobacz więcej materiałów: