Tomasz Kammel, Edyta Górniak, Robert Lewandowski: Czy są sojusznikami społeczności LGBT?
Ostatnie 2 lata nie były dla polskiej społeczności łatwe. Ba, nigdy takie nie były, ale skala homofobii zdecydowanie przybrała na sile i regularnie objawia się w niespotykanym dotąd wymiarze. W tak trudnym czasie szczególnie ważni są sojusznicy. W rodzimym show-biznesie takowych nie brakuje, choć są i tacy, którzy na sojuszników i sojuszniczki pozują, jednak ostatecznie, "gdy przyjdzie co do czego", na tym pozowaniu się kończy. Kto z polskich gwiazd oblał ten test?
Tomasz Kammel na przestrzeni lat przeszedł dość zaskakującą metamorfozę. Dziennikarz od niemal początku kariery zmagał się z plotkami kwestionującymi jego heteroseksualność i regularnie im zaprzeczał.
W 2008 opublikował nawet na jednym z portali felieton, który zaczął słowami "Trzeba dyskryminować gejów" - w tekście zarzucał osobom homoseksualnym, że wykorzystują paradę równości do robienia wielkich pieniędzy.
Groteskową publikację odebrano wówczas jako zemstę Kammela za insynuowanie, że jest gejem. Poglądy prezentera z czasem jednak ewoluowały i w 2016, jako jeden z niewielu polskich celebrytów, zabrał głos w sprawie ataku terrorystycznego na klub gejowski Pulse w Orlando w USA, podczas którego zginęło 50 osób.
"Od dawna czytam o sobie, że jestem gejem. Nie jestem, ale gdybym był, byłbym z tego absolutnie dumny. Dzisiaj jednak, po tym, co wydarzyło się w Orlando, mam ochotę mówić: jestem gejem, homoseksualistą, pedałem. Nikt na świecie nie ma prawa karać ludzi za to, że kochają. Także w Polsce" - mówił w specjalnie nagranym filmiku w social mediach.
Ostatnio jednak Kammel podpadł części swojej publiczności. I nie chodzi tu tylko o "cud życia". Gwiazdor opublikował na swoim Instagramie zdjęcie, na którym widać dwa bilbordy. Jeden z hasłem "Kochajcie się mamo i tato", fundowany przez fundamentalistyczną organizację stającą "w obronie tradycyjnej rodziny", a obok "Kochajcie mnie mamo i tato" z wizerunkiem dziecka z tęczowym akcentem na ramieniu przygotowany przez organizacje pozarządowe działające na rzecz osób LGBT+ i sfinansowane z publicznej zbiórki.
"Bardzo przyjemnie widzieć billboardy dwóch tak różnych organizacji, którym chodzi o to samo - o dobro dziecka." - podpisał zdjęcie Kammel.
Takie zestawienie nie spodobało się internautom, którzy uznali dziennikarza za - w najlepszym wypadku - symetrystę. Przypomniało to też, że od lat Kammel próbuje tkwić w szpagacie, czyli pracować w prawicowej TVP, jednocześnie rzucając okrągłe hasła o tolerancji i otwartości w social mediach, ale tak, żeby nie zdenerwować za mocno pracodawcy.
Edyta Górniak od dawna królowała w rankingach "gejowskich diw" i wydawało się, że relacja celebrytki z homoseksualnymi fanami pozostanie niezachwiana, mimo coraz liczniejszych głosów sprzeciwu członków społeczności.
Przytomnie zauważono bowiem jej związki z telewizją publiczną i Jackiem Kurskim, którego przynależność partyjna ma niewiele wspólnego z "tolerancją i szacunkiem do osób LGBT". Przymykano na to oczy, podobnie zresztą jak w przypadku wielu innych gwiazd występujących w TVP.
Kolejnego moralnego fikołka Edyty ciężko jednak było nie zauważyć. Wiosną 2020 roku wokalistka postanowiła niespodziewanie udzielić wywiadu prawicowej "telewizji" wRealu24 i sama poprosiła o rozmowę Marcina Rolę, dziennikarza pozującego na homofoba, seksistę i... tu można by jeszcze długo wymieniać.
Podczas transmisji padła słynna deklaracja Górniak o tym, że wolałaby umrzeć niż się zaszczepić. Występ w skrajnie homofobicznym programie w samym środku okropnej nagonki na osoby LGBT+ to trochę więcej niż faux pas.
W świecie rozrywki raczej nie wypada obnosić się ze swoimi uprzedzeniami, ale konserwatywni celebryci mają i na to sposób, czyli osławione "toleruję, ale...". To bezpieczny wytrych, który puści oczko do LGBT+, ale i uspokoi homofobów, że jednak przecież są jakieś granice. Taki swoisty coming out zrobił w swojej książce Cezary Pazura.
W "Byłbym zapomniał" pisze o wizycie w klubie gejowskim, gdzie - oczywiście - podrywali go mężczyźni i jednym tchem zapewnia o swojej akceptacji i tolerancji, jednocześnie oferując czytelnikom kalkę godną materiałów telewizji publicznej, która mówiąc o osobach LGBT+, funduje telewidzom obrazki z zagranicznych imprez fetyszystów przedstawiane jako polskie parady równości.
"Akceptuję, a nie tylko toleruję... Akceptuję do czasu, kiedy widzę kolejną maszkarę-paradę. Od załatwiania spraw są urzędy, stowarzyszenia, drogi służbowe, który musi przejść każdy obywatel. Wiem, że homoseksualiści mają problemy, ale kto im pomoże, jeśli poprzebierani w stringi i kapelusze-penisy będą wrzeszczeć na ulicach? Nikt! Ta metoda nie sprawi, że pokocha ich więcej ludzi" - radzi "wujek Czarek", powielając tym samym nieprawdziwe i krzywdzące stereotypy.
Dla mniejszości potrzebującej wsparcia równie bolesne jest wymowne milczenie. A to boli najbardziej, gdy milczą najbardziej wpływowi i uprzywilejowani. Kompletna cisza w przypadku spraw dotyczących praw człowieka to niemal znak rozpoznawczy Anny i Roberta Lewandowskich.
Popularna trenerka unika zabierania głosu, ale pod presją obserwatorów pozwala sobie czasami "nawiązać" do aktualnych wydarzeń, jak choćby nagonka na osoby LGBT+ czy Strajk Kobiet.
Konsekwentnie jednak powstrzymuje się od bezpośrednich komentarzy, próbując wrzucić wszystko do worka pt. "bądźmy dla siebie dobrzy, pozytywna energia, zupa z kasztanów". Jak na kogoś, kto może oddziaływać na miliony... Powiedzieć, że niewiele, to mało.
Postawa Roberta Lewandowskiego dziwić również nie powinna, bo w świecie sportu homofobia jest na porządku dziennym. Ale gdy wziąć pod uwagę fakt, iż klub piłkarza Bayern Monachium od lat regularnie bierze udział w lokalnych kampaniach potępiających homofobię, to brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Roberta na faktyczną brutalność w jego rodzimym kraju jest co najmniej zastanawiający. A przecież przykład jego kolegi z boiska Grzegorza Krychowiaka pokazuje, że deklaracja tolerancji i otwarcia na osoby LGBT+ nie kończy ani kariery sportowej, ani tym bardziej reklamowej. Szkoda, bo kilka słów Lewandowskich mogłoby odmienić życie tysięcy tęczowych dzieciaków w Polsce, nawet jeśli tylko na chwilę.
Bycie dobrym sojusznikiem to nieustanny proces, którego zwieńczeniem nie mogą być puste hasła. W czasach, gdy prawa i bezpieczeństwo danej mniejszości, w tym wypadku społeczności LGBT+, są ograniczane, należy jej słuchać i działać. To nie moment na to, żeby udzielać rad i "wiedzieć lepiej". Przed polskimi celebrytami jeszcze długa droga do zrozumienia tego, że ich popularność to nie tylko przywileje i rozpakowywanie kosztownych prezentów na Instagramie, ale również obowiązki.