Tomasz Kowalski z "Rolnik szuka żony": Nie jestem taki święty
- Nie spodziewałem się, że w taki sposób Kamila zostanie pokazana w programie. Z naszej perspektywy wyglądało to inaczej. Telewizja wszystko uwypukliła i wyostrzyła. Ona jest pozytywną osobą i naprawdę nie spotkałem się z jej strony z negatywnymi emocjami - mówi Tomasz Kowalski, uczestnik programu "Rolnik szuka żony". Staje w obronie pięknej rolniczki, która po zakończeniu randkowego show mierzy się z internetowym hejtem. Zdradza również, czy udało mu się w końcu znaleźć miłość...
Dlaczego zgłosiłeś się do "Rolnika"? Miałeś problem ze znalezieniem dziewczyny?
Tomasz Kowalski: - Na udział w programie namówił mnie mój kolega Mateusz i bliskie mi osoby. Na początku podchodziłem do tego pomysłu sceptycznie, ale byli bardzo uparci (śmiech). Nigdy nie narzekałem na brak zainteresowania ze strony kobiet, ale byłem wtedy singlem i chciałem spróbować poznać drugą osobę w inny, bardziej nietypowy sposób. Poza tym pragnąłem przeżyć jakąś ciekawą przygodę.
Program sporo zmienił? Odbiór twojej osoby w internecie jest bardzo pozytywny.
- To miłe. Faktycznie zdarza się, że ludzie rozpoznają mnie na ulicy. Kilka razy ktoś chciał zrobić sobie wspólne zdjęcie w galerii handlowej czy na warsztatach, które prowadziłem. Najczęściej jednak ludzie podchodzą, gdy jestem na zakupach. Z drugiej strony nosimy teraz na twarzach maski, więc trudniej kogokolwiek rozpoznać. Cieszę się, że reakcje są tak pozytywne. Nie zdarzyło się, by ktoś źle zareagował, nie dostałem też żadnej negatywnej wiadomości. Jedynie na Facebooku, na stronie "Rolnika", wychwyciłem drobne uszczypliwości, ale raczej nieszkodliwe.
Czym zajmujesz się na co dzień? W sieci można znaleźć informację, że tworzysz filmy.
- Staram się rozwijać w kierunku montażu filmów. Poza tym działam również jako operator kamery i drona. Prowadziłem też warsztaty poświęcone fotografii z drona. Interesuję się tym, ale do bycia ekspertem mi jeszcze daleko. Mam nadzieję, że z czasem to się zmieni.
Jesteś też zapalonym sportowcem.
- Byłem dwa lata trenerem personalnym. Ukończyłem Akademię Wychowania Fizycznego i cały czas się doszkalam. Jestem sportowcem z pasji. Hobbistycznie zajmuję się wideo i fotografią, to pozwala zarobić mi dodatkowe parę groszy.
Jak oceniasz to, co widzowie zobaczyli w 8. edycji "Rolnika"? Efekt końcowy był bliski rzeczywistości?
- Jestem zadowolony z tego, jak zostałem przedstawiony w programie "Rolnik szuka żony". Uważam, że telewizja buduje w jakimś stopniu wizerunek bohaterów, pokazuje ich w określony sposób i kreuje. Adam pokazany został jako osoba energiczna, trochę porywcza . Ja - jako spokojny gość, choć momentami może zbyt poważny. Na co dzień jestem bardziej wyluzowany i mam poczucie humoru (śmiech). Nie chciałem jednak udawać kogoś, kim nie jestem, bo to nie w moim stylu. Pewnych zachowań wymagała też sytuacja. Nie mógłbym zachowywać się przesadnie swobodnie, przeklinać, bo zostałbym źle odebrany, jako taki "fircyk". Dostaję teraz mnóstwo wiadomości z informacją, że wielu uważa mnie za ideał faceta itp. Miłe to, ale jak każdy człowiek mam wady, zrobiłem w swoim życiu różne głupotki i nie jestem święty.
Kamera sprawia, że człowiek mocno się spina?
- Tak, szczególnie na etapie pierwszych randek był stres. Z drugiej strony spowodował, że się zmobilizowałem i nabrałem trochę luzu. Nie wiem, jak to się stało (śmiech). Obawiałem się, że będę się zacinał, miał pustkę w głowie, a tak naprawdę rozmowa z Kamilą sama płynęła. Zresztą uważam, że potrafię rozmawiać z ludźmi. Pracowałem w swoim życiu z klientami, jako trener personalny czy kiedyś na stacji benzynowej. Zawsze lubiłem rozmawiać z drugim człowiekiem.
Podczas randek czuliście obecność kamer czy dało się o nich zapomnieć?
- Na gospodarstwie u Kamili nie było z nami aż tylu operatorów, co wcześniej. Dostaliśmy możliwość porozmawiania w cztery oczy. Za to podczas pierwszego etapu "zapoznawczego" towarzyszyło nam mnóstwo kamer, ludzi, sporo się działo. Dla wielu była to nietypowa sytuacja, bo przecież nie każdy na co dzień staje przed tyloma obiektywami. Z tyłu głowy tliła się myśl, że ten program nie ogląda kilka tysięcy osób, tylko jakieś pięć milionów. Nie chciałem, by odebrano mnie negatywnie, a z drugiej strony pragnąłem być po prostu sobą. Później powoli zaczęliśmy zapominać o kamerach. Im głębiej w las, tym było swobodniej. Kamila powiedziała mi, że dobrze jej się ze mną rozmawiało, cieszyła się, że zadawałem dużo pytań i zainteresowałem się produkcją pieczarek. Chciałem po prostu dowiedzieć się, czym się zajmuje.
Czy uważasz, że telewizja kogoś skrzywdziła ostatecznym montażem?
- Nie spodziewałem się, że w taki sposób zostanie pokazana Kamila. Z naszej perspektywy wyglądało to inaczej, niż pokazała ją telewizja. Wszystko zostało bardziej uwypuklone i wyostrzone. Ogólnie Kamila jest pozytywną osobą i naprawdę nie spotkałem się z jej strony z negatywnymi emocjami. Podobnie było z jej rodziną. To naprawdę bardzo sympatyczni ludzie.
Już w trakcie programu rolniczka zaczęła mierzyć się z internetowym hejtem, który z każdym odcinkiem zaczął przybierać na sile.
- Cóż, podjęła takie, a nie inne decyzje, które przez widzów zostały odebrane bardzo różnie. Z mojej perspektywy nie wyglądało to tak strasznie i dramatycznie, jak zostało przedstawione w telewizji. Na gospodarstwie było naprawdę fajnie, a w programie niektóre sytuacje zostały zbyt mocno przejaskrawione.
Co twoim zdaniem jest powodem hejtu, jaki wylał się na Kamilę?
- W jakimś stopniu mogę zgodzić się z tezą reżysera programu Konrada Smugi, który powiedział, że w Polsce nie można być pięknym i bogatym, bo od razu ma się miliony wrogów. Tak trochę też jest z Kamilą. Jest osobą atrakcyjną i dobrze sytuowaną. Wielu uważa, że przez swoje wypowiedzi i decyzje podjęte w programie nie zasługuje na szczęście.
Typowo polska zawiść?
- W jakimś stopniu można tak to nazwać. A z drugiej strony program "wyostrzył" niektórych uczestników. Widzowie zobaczyli nas w bardzo określony sposób. Ja zostałem przedstawiony jako bohater pozytywny, faworyt i być może niektórzy oczekiwali, że Kamila w to pójdzie. Gdyby program nadawany był na żywo i ona czytałaby te komentarze, być może tak by się stało. Ale nagrywaliśmy to trzy miesiące wcześniej. Cieszę, że podjęła taką, a nie inną decyzję. Nie ma sensu robić niczego na siłę.
W momencie, kiedy wybrała Adama, poczułeś jakiś zawód czy żal?
- W tamtym momencie troszkę na pewno, ale przeczuwałem to, cieszyłem się jednak, że wybrała tak, jak czuła. Tłumaczyła to tym, że podczas odwiedzin rodziny zająłem się bardziej gośćmi, niż jej osobą. A ja uważam, że ten wieczór właśnie po to był, by poznać jej bliskich i znajomych. Na tym się skupiłem, chciałem zaskarbić sobie ich sympatię. Kamila stwierdziła jednak, że ją zaniedbywałem. Rozmawialiśmy później o tym i mówiłem jej, że nie chciałem jej osaczać. Ona odebrała to inaczej. To mogło zaważyć na decyzji. Nie bez znaczenia był również fakt, że Adam wstał rano i poszedł pomagać w pieczarkarni przy składaniu namiotu. Jest bliżej wsi i szybciej odnalazł się w tej sytuacji. Ja jestem typem gościa, który potrzebuje więcej czasu.
Ale Kamila nie rekrutowała pracownika, tylko szukała partnera...
- Pieczarkarnia to jest interes, jej życie, tym się zajmuje na co dzień, więc doceniła Adama. Ludzie jednak odebrali to tak, jakby szukała pracownika, a to nieprawda. W pieczarkarni byliśmy tylko w pierwszym dniu - Kamila chciała nam pokazać, jak to wygląda, oprowadzała nas po halach. Więcej już tam nie wróciliśmy, a to zostało pokazane tak, jakbyśmy tam siedzieli dłużej.
Rolniczka stwierdziła w finałowym odcinku, że "nie do końca zdajesz sobie sprawę, dlaczego wam się nie udało". Wiesz już, co poszło nie tak?
- Podpisuję się po tym, co powiedziała Kamila: zbyt duża różnica temperamentów i charakterów. To też jest składowa wielu czynników. Pewne znaczenie ma fakt, że ja jestem chłopakiem z miasta, a ona dziewczyną mieszkającą na wsi, ogarniającą tematy wiejskie. Ja działam, analizując, a ona jest jak błyskawica.
Utrzymujecie kontakt po programie? Kamila chwaliła się, że próbowałeś wyciągnąć ją na kawę.
- Tak, to było jakoś dwa tygodnie po zakończeniu programu. Przyjacielsko zaproponowałem, by się spotkać, jak będzie w Warszawie. Wysłałem do niej kilka wiadomości, wymieniliśmy kilka zdań na komunikatorze i na tym się skończyło. Dla mnie to był jasny komunikat, że nie jest zainteresowana dalszą znajomością.
A może liczyła, że tylko wy będziecie się starać...?
- Kamila prowadzi duży biznes, jest ograniczona czasowo, więc może nie mogła odpowiedzieć na moje wiadomości. Ale z drugiej strony jeśli człowiek chce, to zawsze znajdzie czas. Może po prostu stwierdziła, że nie jestem dla niej. Nie mam z tym problemu. Nie mamy ze sobą kontaktu obecnie i nie uważam jej przez to za swojego wroga. Mam do niej pełny szacunek i myślę, że ona do mnie również.
Z innymi uczestnikami kontaktujesz się?
- Mam kontakt telefoniczno-messengerowy z Jankiem i Adamem.
Na Instagramie zażartowałeś, że otrzymujesz tyle wiadomości po programie, że mógłbyś otworzyć biuro matrymonialne. Co piszą dziewczyny?
- Wiele chce się po prostu poznać. Piszą: "Hej, zapoznamy się?", albo: "Zapraszam na kawę, bo jesteś super facetem". Nie jestem w stanie odpisać na wszystkie wiadomości. Nie mam aż tyle czasu, żeby konwersować z tyloma osobami naraz. Czasami robię na Instagramie Q&A i każdy może zadać mi pytanie. Przychodzi tego masa. Odpowiadam zazwyczaj na osiem, dziewięć pytań. Ogranicza mnie czas.
A udało się w końcu poznać właściwą kobietę i ułożyć sprawy sercowe?
- Wszystkie relacje odbywają się na płaszczyźnie koleżeńskiej póki co. Nie jestem z nikim oficjalnie związany. Potrzebuję też czasu, żeby kogoś dobrze poznać i stwierdzić, że to jest to. To chyba normalne.
Masz ideał kobiety?
- Nie. W swoim życiu byłem i z brunetką, i z blondynką. Kolor włosów nie ma dla mnie znaczenia. Uważam, że kobieta musi mieć po prostu to coś, co przyciąga. Na pewno walory wizualne są ważne, bo faceci to wzrokowcy, na końcu patrzą w oczy (śmiech), ale wygląd to nie wszystko, dobra relacja to też kwestia pasujących charakterów i osobowości.
Jak udało ci się utrzymać w tajemnicy zakończenie programu?
- Wiedziało o nim zaledwie pięć czy sześć najbliższych osób, ale wszyscy musieli trzymać buzię na kłódkę (śmiech). Dzięki temu nic nie wypłynęło. Ja byłem zobowiązany umową, więc musiałem dotrzymać tajemnicy.
Gdybyś poznał Kamilę w innych okolicznościach, poza kamerami, myślisz, że wszystko potoczyłoby się inaczej?
- Ciężko powiedzieć. W pewnym momencie kamery wyjeżdżały z gospodarstwa, więc mogliśmy poznawać się swobodniej. Myślę, że wyglądałoby to podobnie. Jestem, wbrew pozorom, wrażliwym gościem i angażuję się emocjonalnie, gdy na czymś mi zależy. Tak było w tamtym momencie. Na pewno bez kamer byłby większy luz, poznalibyśmy się inaczej. A tu przez te cztery dni, kiedy kręcony był program, każdy próbował wypaść jak najlepiej.
Czy to w ogóle możliwe, by w cztery dni dobrze się poznać i nawiązać bliskość?
- Niektórzy się oświadczają... (śmiech)
Był taki moment, że poczułeś: odpuszczam, to jednak nie jest to.
- Z mojej strony nie, każdego dnia starałem się pokazać, że mi zależy.
Co byś poradził osobom, które chciałyby się zgłosić do takiego programu?
- Żeby były sobą i nikogo nie udawały, bo prędzej czy później to wyjdzie, wychwyci to kamera i ludzie szybko wyciągną wnioski. A to może skończyć się nie najlepiej (śmiech). Poza tym później mogą poczuć się z tym źle, że udawali. To zawsze może pójść w niewłaściwą stronę.
Czy widzisz siebie w show-biznesie. Chciałbyś jeszcze wziąć udział w jakimś programie?
- Przyzwyczaiłem się do kamery, już nie robi na mnie takiego wrażenia, jak za pierwszym razem. Potrafię odnaleźć się w tym świecie, ale potrzebuję też chwilę na oswojenie się. Uważam, że życie jest jedno i trzeba z niego korzystać. Nie żałuję, że wziąłem udział w "Rolniku". To pokazało mi, na co mogę sobie pozwolić w życiu. Niekoniecznie trzeba być gościem, który siedzi tylko w domu i ogląda Netflixa czy przegląda internet. Można doświadczać innych rzeczy, przeżyć fajną przygodę, która z czasem, być może, otworzy kolejne drzwi. Jestem otwarty na propozycje. Jeśli skończy się tylko na "Rolniku", zaakceptuję to. Ale nie wykluczam, że chciałbym jeszcze coś przeżyć, doświadczyć. Życie jest krótkie i ulotne, więc korzystajmy z dobrodziejstw tego świata. No i próbujmy przede wszystkim.
Może udział w "Tańcu z gwiazdami"?
Nie czuję się gwiazdą, ale jeśli ludzie tak uważają, to czekam na propozycję (śmiech). Tańczyć potrafię. "Rolnik" kierowany jest do trochę innego odbiorcy, do osób dojrzałych emocjonalnie i głównie związanych z wsią, choć ludzie w miastach też śledzą losy bohaterów "Rolnika". To prosty program dla nieskomplikowanych ludzi szukających miłości. Nie brakuje tam prawdziwych emocji i uczuć, z którymi każdy spotyka się na co dzień.
Zobacz też:
Stanisław z "Rolnika" o swoim nowym związku