Tomasz Lis miał pomóc sędziemu Łączewskiemu w obaleniu rządów PiS?!
Sprawy sędziego Wojciecha Łączewskiego (39 l.) ciąg dalszy. Kilka miesięcy temu na mężczyznę padł cień podejrzeń, jakoby chciał spiskować przeciwko rządom PiS. Na swojego wspólnika miał wybrać Tomasza Lisa (50 l.), do którego ponoć zacząć kierować propozycje współpracy. Sędzia nie przyznaje się do zarzucanych czynów i utrzymuje, że ktoś włamał się na jego konto i wysyłał w jego imieniu wiadomości na fałszywy profil dziennikarza.
Na początku roku "Gazeta Warszawska" ujawniła korespondencję prowadzoną z konta twitterowego sędziego Łączewskiego. Według dziennikarzy mężczyzna miał kierować prośby do Tomasza Lisa i namawiać go do obrania wspólnej strategii walki z Prawem i Sprawiedliwością.
Podobno sugerował, że powinno się odejść od "walenia w to towarzystwo", bo przynosi to "efekt odwrotny od zamierzonego". Problem polega na tym, że maile nigdy nie dotarły do dziennikarza, bowiem zapewne przez pomyłkę wysłane były na fałszywe konto założone pod jego nazwiskiem.
Sam Łączewski tłumaczył, że on nigdy tego typu wiadomości nie wysyłał. Bronił się, że ktoś włamał się na jego profil na Twitterze i podszywał się pod niego. Jak więc wyjaśnił to, że stawił się na miejsce spotkania umówionego z rzekomym Lisem? Twierdzi, że to przypadek, a on w tamtym miejscu chciał po prostu odebrać książkę dla przyjaciela. Problem w tym, że przyjaciel temu zaprzeczył!
Sprawa trafiła do prokuratury. Jak ustalił "Super Express", ta nie do końca dała wiarę słowom mężczyzny.
"Zdaniem biegłych nikt nie mógł włamać się sędziemu do komputera i telefonu. A na dodatek w laptopie Łączewskiego znaleziono zdjęcie wysłane do rzekomego Lisa" - czytamy w tabloidzie.
Owa fotka przedstawia dość zaniedbanego Łączewskiego przy pracy. "Przepraszam, jeśli rozczarowałem - ale siedzę nad uzasadnieniem wyroku w rozciągniętej koszulce "- pisał nadawca maila.
Ta fotografia miała potwierdzić, że nadawcą wszystkich wspomnianych wiadomości jest rzeczywiście sędzia. Czy faktycznie on ją zrobił i wysłał? To badają śledczy.
Wersji wydarzeń Łączewskiego broni jego żona. Informator "SE" twierdzi, że stanęła murem za ukochanym. Utrzymuje, że jej mąż wcale nie lubi Lisa, więc na pewno nie chciałby się z nim skontaktować.
"Zeznała, że mąż nie szukałby kontaktu z dziennikarzem, którego nie ceni. I nie wysyłałby Lisowi swojego zdjęcia dla uwiarygodnienia. Twierdziła, że mąż dba o wygląd, a na wysłanym zdjęciu wyglądał niechlujnie. Miał niedbały strój i potarganą czuprynę, a tak nikomu by się nie pokazał" - mówi funkcjonariusz pracujący nad sprawą.
***
Zobacz więcej materiałów