Tomasz Lis musiał wypowiedzieć się o aferze w "Szkle kontaktowym". Przy okazji wyjawił coś zaskakującego
Tomasz Lis nie przepuścił okazji, by wtrącić swoje trzy grosze do głośnej sprawy związanej z programem "Szkło kontaktowe". Wszystko przez aferę, której bohaterami są Krzysztof Daukszewicz i Piotr Jacoń. Czy jednak Lis nie zagalopował się w swoich wnioskach? A może nie pamięta, co pisał wcześniej?
Konflikt Krzysztofa Daukszewicza i Piotra Jaconia po słowach, jakie padły z ust satyryka na antenie "Szkła kontaktowego", budzi wiele emocji. W efekcie stacja TVN postanowiła odsunąć Daukszewicza. W geście solidarności z udziału w programie zrezygnowali przyjaciele satyryka Artur Andrus i Robert Górski. O całej sprawie pisaliśmy TUTAJ.
"Stacja niszczy niewinnego człowieka i dlatego nie chcę tego wspierać swoją obecnością" - napisał Górski w mailu przesłanym do współpracowników "Szkła kontaktowego".
Tak głośna sprawa nie mogła umknąć Tomaszowi Lisowi. Dziennikarz i były redaktor naczelny "Newsweeka", odsunięty od jego prowadzenia w niewyjaśnionych do tej pory do końca okolicznościach, wypowiada się w mediach na każdy możliwy temat. Najpierw skomentował wpis Roberta Górskiego:
"I słusznie. Polityczno-poprawne szaleństwo poszło już za daleko. Święte krowy i czteroliterowe aktywistki chcą decydować, kto może pracować, a kto ma odejść" - napisał publicysta.