Tomasz Lis przeszedł czwarty udar. Opisał co się z nim działo: "Paznokcie wyglądały na szaro-czarne, lewa ręka robiła, co chciała"
Tomasz Lis (56 l.) niedawno poinformował publikę, że przeszedł czwarty udar i leży w szpitalu. Przed nim długa rehabilitacja i dochodzenie do zdrowia. W mediach społecznościowych Lis opublikowała już kilka wiadomości i opisał swój stan zdrowia. To nie pierwszy raz, kiedy dziennikarz dzieli się z publiką swoimi przeżyciami. W 2015 roku napisał książkę "Historia prywatna", w której poruszył temat pierwszego udaru.
Tomasz Lis z problemami zdrowotnymi mierzy się od lat. W 2015 roku przeszedł pierwszy udar, tuż po wzięciu udziału w maratonie. Po przebiegnięciu ponad trzygodzinnej trasy czuł się zmęczony, a po powrocie do hotelu pojawiły się u niego pierwsze symptomy.
W swojej publikacji "Historia prywatna" poruszył nie tylko temat swojej kariery, ale opisał również, jakie miał objawy tuż przed udarem.
W kwietniu 2015 roku Lis poleciał do Rotterdamu, gdzie wziął udział w maratonie. Po zakończeniu biegu powrócił do hotelu. W autobiografii napisał, że po kąpieli zauważył, iż jego paznokieć stał się szaro-czarne.
"Wziąłem kąpiel. Byłem trochę zdziwiony. Białe fragmenty paznokci wyglądały na szaro-czarne. Dlaczego, pojęcia nie miałem" - opisał.
Najgorsze zaczęło się jednak w pociągu. Już na dworcu poczuł, że coś dziwnego dzieje się z jego ciałem. Lewa ręka odmówiła mu posłuszeństwa i "robiła, co chciała".
"Nie panowałem nad lewą ręką. Nie była bezwładna — precyzyjniej rzecz ujmując, robiła, co chciała. Złapałem ją prawą ręką, bo musiało to wyglądać idiotycznie. Pewnie już wtedy powinienem wezwać pogotowie, ale postanowiłem wsiąść do pociągu" - czytamy jego słowa.
W trasie nie mógł wytrzymać i poprosił pasażera siedzącego obok, aby ten wezwał pomoc.
"Resztę pamiętam tak sobie. Wózek, jakiś punkt medyczny, kroplówka, zastrzyk, za chwilę gdzieś mnie wiozą, nosze, karetka i jedziemy dokądś na sygnale. Wieczór i noc pominę. Rano zabrano mnie, jak mi powiedziano, na terapię zajęciową. [...] Podstawiali mi coś jak pudełko plakatówek, z tym że tam, gdzie normalnie są farbki, były powierzchnie o różnej fakturze, na przykład gładka albo kłująca jak jeż. Miałem zamknąć oczy i rozpoznać fakturę każdego kółeczka. Nic z tego. Palce prawej ręki wyczuwały to w ułamku sekundy. Lewej — w ogóle" - dodał.
Następnie dziennikarz wypisał się na własne życzenie ze szpitala. Dopiero po powrocie do ojczyzny zgłosił się do lekarzy. W stołecznym szpitalu zrobiono mu szereg badań.
"Badano mnie z każdej strony i w każdą stronę. W sumie to doświadczenie zdecydowanie niestandardowe. Erka udarowa. Kilkanaście łóżek w jednej sali. Właściwie wszyscy oprócz mnie w bardzo ciężkim stanie. W warszawskim szpitalu też chcieli mnie potrzymać dłużej. Tyle że ja wiedziałem, że muszę wyjść. - Ale wie pan, że był pan może milimetr od nieszczęścia? - To znaczy? - To znaczy od sytuacji, w której albo by pan nie żył, albo żyłby pan w sposób, którego na pewno by pan sobie nie życzył. - Rozumiem. - Mam nadzieję. Znowu podpisałem dokument, że wychodzę na własną prośbę" - tymi słowami opisał doświadczenie w placówkach medycznych.
Tomasz Lis przeszedł czwarty udar 14 października, również po przebiegnięciu maratonu. Największe problemy zdrowotne miał po trzecim udarze, który był najbardziej rozległy.