Tomasz Lis wyjaśnia, dlaczego nie pozwał przed laty autorki artykułu, która oczerniała Hannę Lis
Tomasz Lis był ostatnio gościem Żurnalisty, przez którego został zapytany o swoje byłe żony. Wspomniał między innymi o tym, jaką gospodynią domową była Kinga Rusin. Poruszona została też sprawa pomówienia Hanny Lis o brak profesjonalizmu.
Tomasz Lis z impetem zaczyna nową działalność. Dziennikarz, który w ubiegłym roku w dość nieciekawych okolicznościach stracił pracę w "Newsweeku" oraz radiu Tok FM postanowił otworzyć własne wydawnictwo i podpisał umowę z Fat Frogs Media, producentem, który uruchomi jego nowy podcast "Tomasz Lis Oficjalnie".
Lis udzielił wywiadu Żurnaliście. Sięgnął pamięcią do czasów swoich dość głośnych związków z Kingą Rusin i Hanną Lis. Obie partnerki nazwał wybitnymi osobowościami, jednak przyznał, że podczas małżeństwa z Kingą Rusin obiady jadał tylko w stołówce.
"Byłoby błędem taktycznym i strategicznym, gdybym publicznie wchodził z Kingą w polemiki, ale nie mogę nie zauważyć, że jednak przez siedem lat życia obiady jadłem zawsze w stołówce, poza weekendami. A w weekendy jedliśmy razem w restauracjach" - wyznał dziennikarz.
Drugą żoną Tomasza Lisa była Hanna Lis. Jeszcze jako Hanna Smoktunowicz dziennikarka była najlepszą przyjaciółką jego pierwszej żony Kingi Rusin. Co więcej, Hanna była świadkową na ślubie Tomasza i Kingi. Potem pracowała razem z Tomaszem w jednej redakcji. Dogadywali się tak dobrze, że wybuchł między nimi romans. Jednak co do pracy dziennikarki pojawiały się poważne oskarżenia. Żurnalista przytoczył dość głośny artykuł z 2008 roku, w którym autorka oskarżała żonę Lisa o brak profesjonalizmu.
"Spektakularne bywały też wpadki. Gdy w czasach "Teleexpressu" do rozpiski wpisano nazwisko: "Kutschera", co zapowiadało materiał z okazji rocznicy zastrzelenia kata Warszawy Franza Kutschery, Lis biegała po newsroomie, gorączkowo pytając: "Kim jest ten Kutscher? Kto to jest Kutscher?". Gdy na żywo nadawała z Watykanu, wielokulturowy tłum, jaki zjechał do Watykanu, skojarzył jej się z wieżą Babilon, zamiast z wieżą Babel. Cztery lata po reformie administracyjnej, magazyn "Sukces" spytał ją, ile jest w Polsce województw. Hanna Lis: "O cholera... Ciekawe pytanie... Między dziesięć a dwadzieścia. Jestem blisko? Piętnaście?" - pisano wówczas o Hannie Lis.
Tomasz Lis stwierdził, że tekst był kłamliwy i jeden z najbardziej obrzydliwych, jakie czytał o swojej byłej żonie. Jednak nie zdecydował się na wytoczenie procesu autorce tych słów, gdyż... nie chciał jej widywać w sądzie!
"Kłamliwy. Jeden z dwóch najbardziej obrzydliwych tekstów, które przeczytałem o sobie i byłej żonie. Kłamstwo na kłamstwie - zaczął gorzko, po czym na pytanie o ewentualny proces kontynuował: Miałem pozwać jakąś pańcię, przepraszam, i kłócić się z nią w sądzie przez 4 lata? Czy, jak napisała, "Lis z Lisową zażerali sushi, a redakcji zafundowali klopsy"? To jest przecież upokarzające. Trzeba, wie pan, przyjąć, dlatego nie jestem wrogiem, tylko zwolennikiem autoryzacji, wbrew większości dziennikarzy. Za dużo razy przekręcano moje słowa, dopisywano rzeczy, których nie powiedziałem, żeby z tego nie wyciągać wniosków" - mówił u Żurnalisty Lis.
Zdaniem Tomasza Lisa takie teksty pisali ludzie, których on zwolnił z pracy lub byli skonfliktowani z nim lub jego żoną.
Żurnalista skontaktował się wcześniej z Hanną Lis, która przyznała, że tuż po ukazaniu się artykułu na jej temat chciała pozwać autorkę, jednak została powstrzymana.
"No to trzeba było [pozwać - przyp.red.]. Nie pamiętałem, żeby chciała, może tak. Natomiast prawdą jest ewidentnie, że ja uważałem, że ładowanie się w ten proces nie ma sensu. Jakąś kłamczuchę będę oglądał całymi latami, będę musiał prostować te kłamstwa, których będę wysłuchiwał kolejne x razy, po drodze zapomnę o sprawie, zdenerwowanie mi przejdzie, a na końcu będę musiał zapłacić za to z własnej kieszeni. Nonsens" - bagatelizował sprawę Tomasz Lis.
Zobacz też:
Tomasz Lis krytykuje organizację Ordo Iuris. Mocne słowa o seksie przedmałżeńskim
Tomasz Lis: afera z Szymonem Hołownią. Dziennikarz odbudowuje nadszarpnięty wizerunek
Tomasz Lis zakłada wydawnictwo. Po odejściu z Newsweeka nie znalazł innej pracy?