Reklama
Reklama

Tomasz Lis zarobił krocie w TVP?

O zarobkach Tomasza Lisa (50 l.) w TVP krążą legendy. Niejeden dziennikarz próbował się dowiedzieć, jak wyglądała tajemnicza umowa kontrowersyjnego redaktora ze stacją. Czy teraz wreszcie prawda wyszła na jaw?

Pod koniec 2015 roku, gdy jasnym stało się, że dni Tomasza Lisa w TVP są policzone, media zainteresowały się zarobkami dziennikarza.

Na łamach tygodnika "wSieci" ukazał się wówczas głośny artykuł, którego autorzy sugerowali, że jeden odcinek programu "Tomasz Lis na żywo" kosztował ponad 70 tys. zł brutto!

Tych rewelacji nie potwierdzili ówcześni włodarze stacji. Poinformowali, że doniesienia gazety mijają się z prawdą.

Teraz temat powrócił za sprawą Cezarego Łazarewicza, niegdyś związanego m.in. z "Polityką", "Wprost" i "Newsweekiem".

Reklama

Mężczyzna napisał tekst, w którym opowiada o przychodach Lisa.

Co ciekawe, żadna większa redakcja nie była zainteresowana jego opublikowaniem. Podobno tłumaczono, że "Lisa już dawno nie ma, no to nie ma i o czym pisać".

W końcu materiał ukazał się na blogu innego dziennikarza, Andrzeja Bobera.



Czytaj dalej na następnej stronie

"Ponad 21 mln złotych w ciągu ostatnich 8 lat  zainkasowała od Telewizji Polskiej firma Tomasz Lisa Deadline Productions produkująca program ‘Tomasz Lis na żywo’. To tylko połowa prawdy, bo drugie tyle do tej produkcji dołożyła Telewizja Polska" - czytamy na wstępie.

Łazarewicz twierdzi, że dotarł do rozliczeń finansowych TVP i Deadline Productions. 

Na ich podstawie wywnioskował, że w 2008 roku, gdy zawarto pierwszą umowę z Lisem, płacono jego firmie 93,2 tysiąca złotych brutto za wyprodukowanie jednego odcinka programu.

Jednak to nie wszystko! 



Czytaj dalej na następnej stronie

Według dziennikarza każdorazowo TVP dokładała od siebie jeszcze 108, 9 tysiąca zł brutto, co daje kwotę nieco ponad 200 tysięcy złotych brutto za jeden odcinek show.

"Nie uważam, żeby cena była zbyt wysoka" - komentuje Wojciech Pawlak, były dyrektor Programu 2 TVP, który odpowiadał za zatrudnienie kontrowersyjnego dziennikarza.

Tłumaczy, że program Lisa osiągał znakomite wyniki oglądalności. Przebijał nawet te produkcje, które miały znacznie wyższe budżety. 

Nie dało się zredukować kosztów, bowiem Lis miał odmawiać podpisania umowy jako wyłącznie prowadzący, do wszystkiego chciał zaangażować swoją firmę.

"Mogliśmy mieć program o przyjętym modelu lub nie mieć go wcale, bo Lis negocjował równolegle z TVN" - mówi Pawlak.



Czytaj dalej na następnej stronie

Jak była skonstruowana umowa między TVP a Lisem?

Telewizja miała zapewnić twarde koszty typu: realizator dźwięku, cały specjalistyczny sprzęt, studio czy scenografię. 

Z kolei Deadline Productions odpowiadała za koszty miękkie: scenariusz, tłumaczenie, zapewnienie noclegu dla gości, catering itp. 

Były też osoby zatrudnione do opieki nad publicznością. Co ciekawe, według informacji Łazarewicza, było ich aż troje: organizator widowni, koordynator publiczności i osoba opiekująca się gośćmi.

Nie wiadomo, czym różnili się w kompetencjach. Telewizja odmówiła wyjaśnień.



Czytaj dalej na następnej stronie

Zatrudniano też dwóch kierowników planu - ze strony TVP i ze  strony Deadline Productions. Jednak Pawlak twierdzi, że to nic nadzwyczajnego. 

Taka praktyka ma być stosowana przy realizowaniu także innych programów.

Były dyrektor TVP 2 dodaje,że umowa z Lisem była korzystna - znalazł się w niej zapis dający możliwość rozwiązania kontraktu, jeśli program nie przekroczy progu 15-procentowej oglądalności.

Jednak w praktyce miał on nie być stosowany, a gdy dziennikarza zaczął tracić widzów, umowę po prostu zmieniono.



Czytaj dalej na następnej stronie

W 2013 roku TVP po raz kolejny negocjowała umowę z Lisem.

Mężczyzna miał domagać się, by obniżono mu próg oglądalności do 11%. Włodarze stacji nie chcieli się na to zgodzić. W końcu przystali na 11,5%.

Jednocześnie zredukowali wynagrodzenie do 48 tys. zł netto za jeden odcinek.

Były prezes Telewizji, Juliusz Braun, tłumaczy, że próg obniżono nie bez powodu. Co prawda spadła oglądalność, ale jego zdaniem wciąż była na satysfakcjonującym poziomie.

"Według danych agencji Nielsen Audience Measurement średnia oglądalność talk show Tomasza Lisa w 2013 roku w grupie docelowej była nieco niższa od zakładanej i wyniosła 11,09 %. Rok później spadła do 10,3, a w 2015 roku do 9,68. Telewizja mogła więc bez żadnych konsekwencji rozwiązać umowę z producentem Program mógł więc kolejny raz definitywnie spaść z anteny już w 2013, a potem w 2014 r." - czytamy w artykule Łazarewicza.



Czytaj dalej na następnej stronie

W listopadzie 2015 roku poprzedni prezes TVP, Janusz Daszczyński, ogłosił, że program Lisa nie będzie kontynuowany.

Tłumaczył, że zmienia się wizja pracy i teraz Telewizja nie będzie już stawiała na produkcje zewnętrzne. Odmówił jednak odpowiedzi, czy "Tomasz Lis na żywo" przynosił zyski TVP.

Bardziej wylewny był sam dziennikarz, który otwarcie stwierdził, że zarobił dla TVP 100 mln złotych przez osiem lat. Tym samym miał załatać lukę w abonamencie.

"To ja współfinansowałem TVP swoim programem. Biorąc pod uwagę koszt programu do zysku - była to najlepsza inwestycja TVP w tej dekadzie" - chwalił się.

Jednak po przeanalizowaniu raportu za 2015 rok można dojść do innych wniosków.



Czytaj dalej na następnej stronie

Łazarewicz utrzymuje, że show Lisa wcale nie było kurą znoszącą złote jajka.

"Według TVP w 2015 roku przychody reklamowe przy emisji programu wyniosły 4,6 mln złotych netto, uwzględniając odcinki premierowe i powtórki, a koszty jego produkcji 3,7 mln złotych netto. Zysk w ciągu ostatniego roku wyniósł około 900 tys. zł. Czy to dużo? Mniej więcej tyle samo zarabiał z reklam dla TVP ‘Magazyn EkspresuReporterów’, bez wielkich gwiazd i bez wielkiej promocji" - pisze.

Ostatni odcinek show został wyemitowany w styczniu 2016 roku.

Lis nie znalazł pracy w żadnej innej stacji telewizyjnej - nawet u największych nadawców komercyjnych: Polsatu i TVN-u.

Dlaczego? Dziennikarz jest według wielu zbyt stronniczy i zorientowany na interesy jednej opcji politycznej.

"To jest niedobry moment, by dwaj główni nadawcy chcieli robić demonstrację polityczną" - twierdzi Juliusz Braun i zamyka temat.

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Lis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy