Tragedia w dworku Karoliny Wajdy zatrzęsła polskim show-biznesem!
Nie jest gwiazdą, lecz prywatne życie Karoliny Wajdy (51 l.) zawsze budziło zainteresowanie mediów. W końcu to córka słynnego reżysera i wspaniałej aktorki. I chociaż ona sama stroniła od błysku fleszy, stała się bohaterką jednego z najbardziej mrocznych skandali w polskim show-biznesie...
Dochodziła dziesiąta wieczór, kiedy Karolina Wajda podjechała samochodem pod swój wiejski dom. Światła reflektorów omiotły ganek szlacheckiej niegdyś posiadłości w Głuchach koło Radzymina.
Młoda kobieta energicznym ruchem otworzyła bagażnik i wyciągnęła z niego zakupy, które przed chwilą zrobiła w jednym z podwarszawskich sklepów.
W domu było ciemno. Tylko odblask z ekranu telewizora świadczył o tym, że ktoś jest w salonie. Gdy Karolina położyła siatki na kuchennym stole, skierowała się do salonu.
Na kanapie siedział jej ówczesny chłopak Bartek i przyjaciółka Kasia. Oglądali film, powoli sącząc z kieliszków czerwone wino.
Bartek na widok Karoliny gwałtownie zerwał się na nogi, jakby tylko czekał na powrót.
Poszedł za nią do kuchni, nie zważając na to, że akcja filmu zbliżała się właśnie do finału. W kuchni usiadł przy stole. Zapadło milczenie.
W końcu zaczęli z Karoliną rozmawiać, ale o czym, wie tylko ona. Zajęta filmem Kasia niczego nie słyszała.
Gdy Karolina nastawiała wodę na herbatę, Bartek sięgnął po leżący nieopodal nóż i powiedział: "Ja ci pokażę mój świat, którego ty nie widzisz".
Wbił sobie ostrze w brzuch niemal po rękojeść. Karolina zaczęła krzyczeć. Słysząc to Kasia błyskawicznie zjawiła się w kuchni. Długo się nie zastanawiając, wyjęła z szafki bandaż i starała się razem z przyjaciółką zatamować krwotok. Nic to nie dało, Bartek osunął się z krzesła na podłogę.
Jest ranny!
Telefon od zdenerwowanej kobiety odebrał policjant z miejscowego komisariatu. Jeszcze nie miał okazji być w dworku córki Andrzeja Wajdy. A we wsi już od pewnego czasu gadali, że Karolina się rozwodzi, bo pomieszkuje u niej nowy mężczyzna.
Na dodatek, co dodawało całej sprawie pikanterii, miał to być syn Wojciecha Frykowskiego, o którym, jeszcze będąc dzieckiem, policjant co nieco słyszał.
Jego ojciec interesował się światem filmowym i to on gdzieś wyczytał, co zdarzyło się w hollywoodzkiej willi Romana Polańskiego. Z rąk bandy Charlesa Mansona zginęła wówczas żona reżysera, aktorka Sharon Tate, a także kilkoro ich przyjaciół, w tym słynący z rozrywkowego stylu życia Wojciech Frykowski.
Sam u dziadków
I to jego syn miał od paru miesięcy jeździć z Karoliną konno po otaczających wieś polach, a teraz leżeć w kuchni ugodzony nożem.
Policjant nie wiedział oczywiście o tym, że Bartek prawie w ogóle nie znał swojego ojca. Frykowski opuścił go, gdy chłopak był mały. Podobnie zrobiła jego matka, słynna warszawska piękność Ewa Morelle, która wyjechała za granicę, zostawiając syna pod opieką dziadków - zamożnych ogrodników, hodujących róże i tulipany.
O tym, że ojciec został zamordowany, chłopiec dowiedział się, gdy miał dziewięć lat. Musiano mu wszystko opowiedzieć z najdrastyczniejszymi szczegółami, bo miał pojechać do USA i zeznawać w sprawie przyznania mu odszkodowania, które amerykańscy adwokaci chcieli wyegzekwować od mordercy.
Trudno się dziwić, że po takich przeżyciach, zaczął sprawiać dziadkom, którzy go wychowywali, kłopoty. Nie chciał się uczyć, ledwo przechodził z klasy do klasy. Włóczył się gdzieś z kolegami, a na domiar złego jeszcze przed maturą okazało się, że jego dziewczyna jest w ciąży.
Gdy urodziła się Agnieszka, która w przyszłości miała dać się poznać jako Frytka, skandalizująca gwiazdka programów telewizyjnych, przestał interesować się rodziną. Tym bardziej, że na horyzoncie pojawiła się jego matka. To ona, mając znajomości wśród filmowców, namówiła go, by poszedł na studia na wydziale operatorskim.
Na dodatek jej nowy mąż, który okazał się multimilionerem, kupił mu mieszkanie, samochód, dając szansę na prowadzenie w PRL-owskiej Polsce beztroskiego życia.
Wielkie plany
I Bartek z niego korzystał, póki nie skończyły się pieniądze. A stało się to w momencie, kiedy wreszcie zakochał się, jak twierdził, na śmierć i życie.
Monika była piękną, filigranową pielęgniarką, z którą postanowił się ożenić. Gdy urodziła mu drugie dziecko, para zdecydowała się przeprowadzić do Niemiec. Bartek liczył na to, że dostanie tam pracę przy kręceniu krótkich filmików, co pomoże mu utrzymać rodzinę. Przeliczył się.
Na wysokości zadania stanęła jednak Monika. Dzięki temu, że zaczęła pracę w domu opieki społecznej, byli w stanie przeżyć.
Nie wpłynęło to dobrze na pożycie małżonków, którzy po paru latach wrócili do Polski, ale już osobno. Nieznanemu operatorowi powrót wyszedł jednak na dobre. Andrzej Wajda zatrudnił go przy realizacji „Pana Tadeusza”. I tam właśnie Bartek poznał córkę reżysera, która była asystentką na planie filmowym.
Karolina zaprosiła go do swojego dworku, obok którego miała stadninę koni. Początkowo Bartek był zachwycony. Jak opowiadali znajomi, nabrał wiatru w żagle. Zaczął pisać scenariusze, o realizacji których na razie jednak tylko marzył. Podobnie jak o Karolinie, która jakoś dziwnie zwlekała z rozwodem.
On zresztą też był wciąż formalnie żonaty z Moniką. Ale swoją przyszłość widział już teraz tylko u boku nowej kobiety. Czy właśnie o jej męża pokłócili się ostatniej nocy? Trudno powiedzieć.
Zatarte ślady
Policjanci z komisariatu w Głuchach nie mieli doświadczenia w tego typu sprawach, więc pozacierali ślady krwi, co później uniemożliwiło prowadzenie dochodzenia.
Bartek zmarł w szpitalu nad ranem 8 czerwca 1999 roku. Jego żona i matka do dzisiaj nie mogą się pogodzić z tym, że sprawę umorzono po czterech miesiącach, nie biorąc pod uwagę innych możliwości niż samobójstwo.
***