Reklama
Reklama

Transgenderowa aktywistka Vala Tomasz Foltyn chce być prezydentem Krakowa!

Vala Tomasz Voltyn (32 l.) jest transgenderową kandydatką na urząd prezydenta Krakowa. Jej hasło wyborcze to "Rewolucją jest czułość", bo - jak mówi - krakusy, miasto i otaczająca natura potrzebują czułości.

Pochodzi z Nowej Soli i urodziła się jako chłopiec. Sukienkę pierwszy raz założyła w wieku pięciu lat - wzięła dezodorant i zaczęła wykonywać przed lustrem piosenkę Whitney Houston.

Jak łatwo się domyślić, w szkole przeszła piekło - była wyśmiewana przez rówieśników, pozbawiona wsparcia i bardzo samotna. Odnalazła się dopiero, gdy dołączyła do grupy teatralnej Terminus a Quo.

"Łączę w sobie cechy kobiece i męskie. Mam ciało męskie i nie chcę go zmieniać, ale duchowo czuję się kobietą" - wyznaje na łamach "Gazety Wyborczej". 

Reklama

Studiowała etnologię. O sobie pisze, że jest pedagogiem praktyk tanecznych, artystką i reporterką organizacji zajmujących się "kulturowym dziedzictwem, feminizmem, gentryfikacją, LGBTQIA".

Kandyduje na urząd prezydenta Krakowa, bo uważa, że każdy ma prawo do stanowiska decydującego o przyszłości miasta bez względu na orientację seksualną, kolor skóry czy pochodzenie. Chce, by Kraków był miastem otwartym jak San Francisco czy Berlin - Vala będzie reprezentowała założony przez siebie komitet Volna Autonomia Lansu i Awangardy.

Na listach wyborczych pojawi się jako Tomasz Foltyn, gdyż na razie jest na etapie zmiany imienia. "Czekam z tym, bo chciałabym mieć dowód podpisany przez nowego prezydenta Krakowa" - śmieje się.

"Jestem jedyną w Polsce osobą transgenderową, która startuje w wyborach. Gdyby nie Anna Grodzka, która dekadę temu weszła do Sejmu, miałabym trudniejszy start. Dzięki jej działalności mój głos jest bardziej słyszalny. To nieważne, czy wygram wybory. Ważne, że już jestem widzialna, a takie ruchy zmieniają historię. Ta zmiana zaczyna się od poczucia bezpieczeństwa. Nie ukrywamy się, pokazujemy się na ulicach" - dodaje.

Nie kryje jednak, że w Krakowie często jest wyzywana i zaczepiana. Ostatnio ktoś na Kazimierzu rzucił w nią butelką. Innym razem na Małym Rynku w Krakowie dwóch robotników zniszczyło jej rower. Gdy zgłosiła sprawę na policji, usłyszała od funkcjonariusza: "To po co pan zakłada te sukienki mini". Jej odpowiedź zawsze jest taka sama: "Bo taką mam ochotę".

Jak mówi, nie stać jej na dużą kampanię, bo tata nie przekazał jej 50 mln zł, tak jak innemu z kandydatów - Łukaszowi Gibale. Wierzy jednak w siłę poezji, którą kocha, i magię.

Czy zbierze odpowiednią ilość głosów i stanie w szranki z Jackiem Majchrowskim i Małgorzatą Wassermann, czas pokaże.

***

Zobacz więcej materiałów:

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy